Dzieci twórczo pracują(STRZELIN) „To jest nasz tryb życia. Nie wyobrażamy sobie robić czegoś innego. To trzeba czuć i kochać. Bywa ciężko, jak w każdej rodzinie są sytuacje lepsze i gorsze.

Najważniejsze jest wzajemne wsparcie. Mamy w fundacji dwa domy, dwie rodziny. Pomagamy sobie jak tylko możemy. I to jest ważne. Jest dobrze, gdy ma się obok siebie kogoś, kto robi i czuje to samo.” Fakt: dwa rodzinne domy dziecka – dwie mamy, dwóch tatusiów i szesnaścioro dzieci. A co najważniejsze – wszyscy są szczęśliwi. - Na początku nie było łatwo. Pierwsza trójka dzieci była u nas 4 lata, od wieku niemowlęcego. Przywiązaliśmy się do nich – my i nasze własne pociechy. Gdy zostali adoptowani i odeszli z naszej rodziny, było bardzo ciężko – mówi Aleksandra Błaś, mama w Rodzinnym Domu Dziecka „Ala” w Strzelinie.

Rodzinny dom dziecka prowadzą z mężem Zdzisławem od ponad 10 lat. Małgorzata Fałat, mama w Rodzinnym Domu Dziecka „Jaś” w Rożnowie, opiekuje się dziećmi razem z mężem Markiem od ponad 8 lat.

Fundacja ruszyła w 2011 roku. Jej celem było zorganizowanie na zlecenie powiatu kamiennogórskiego dwóch (wymienionych wyżej) rodzinnych domów dziecka. Pozwoliło to zaopiekować się dwukrotnie większą liczbą dzieci, dać im opiekę, spokój i miłość.

Aktualnie w „Ali” i „Jasiu” przebywa po 8 dzieci. Najmłodsza jest „Kropka” (to takie słodkie tymczasowe imię). Dwumiesięczna kruszynka, która tuż po urodzeniu miała 1,5 promila alkoholu we krwi. Dla 47 centymetrowego i 1,7 kilogramowego dziecka to porażająca dawka. Dziewczynka wymaga specjalnej opieki i konsultacji, m.in. neurologa i kardiologa.

- Jest nadzieja, że będzie dobrze... już jest lepiej – cieszy się mama Ola, która opiekuje się „Kropką”. Rodziny posiadają też własne dzieci. Ola ze Zdzisławem mają dwoje dorosłych dzieci. Syn pracuje i mieszka z nimi, natomiast córka już nie. Z kolei Małgosia z Markiem mają czwórkę pociech: dwie dorosłe córki (jedna studiuje w Opolu), 14 – letniego syna oraz 6 - letnią córkę.

Wszyscy żyją i funkcjonują wspólnie, jak każda normalna rodzina. Każdy ma swoje obowiązki, zadania i czas dla siebie (najmniej oczywiście mama, która nawet w nocy jest dostępna, gdy żądają tego głodne niemowlaki). Problemy pojawiają się, gdy dzieci chorują. W domach przebywają maluchy z padaczką, z FAS, z wodonerczem, z zaburzeniami zachowania emocji. Najgorsze są kolejki do specjalistów, czasem opiekunowie zmuszeni są do skorzystania z wizyty prywatnej. Natomiast same wyjazdy do lekarza (nierzadko do Wrocławia) to czas, gdy brakuje jednego z rodziców. Wtedy ten drugi musi sobie poradzić z całą resztą (dodatkowe zajęcia, zebrania).

- Trzeba być wszędzie, żeby żadnego z podopiecznych nie zawieść. Bywa, że sypiamy po 4 godziny na dobę. I wtedy też trzeba funkcjonować. Poza tym to zwykłe domowe życie, sprzątanie, gotowanie, pranie, wieczorne przytulasy... - opowiada mama Ola.

- Niedzielne obiady zawsze są wspólne. W tygodniu różnie bywa. Dzieci mają swoje indywidualne zajęcia i nie zawsze się udaje. Generalnie staramy się jadać razem – dodaje mama Małgosia.

A na obiad (właśnie!) trzeba przygotować wiadro ziemniaków, cztery kury i ogromną miskę warzyw. Do ich domów trafiają już noworodki (nawet kilkudniowe) i to do nich najłatwiej przywiązują się przybrani rodzice. To je najtrudniej się oddaje w ręce adopcyjnych opiekunów. One również bardzo szybko zżywają się z opiekunami. To naturalne. Ale:

- Zawsze jest trudno. Zawsze się cierpi. Bywa, że płaczemy jak bobry po ich odejściu- zgodnie przyznają obie mamy. W wychowanie angażują się również dziadkowie: - Mój tata nigdy nie zdecydował się być przy przekazaniu dzieci. Mówi, że nie wytrzymałby tego psychicznie. Żegna się wcześniej, przy torcie, kiedy mamy rodzinne przyjęcie dla odchodzącego dzieciaczka – dodaje mama Ola.

To przykra część ich pracy, ale zdarzają się gorsze sytuacje. – Przyjechali do nas kandydaci na rodzinę adopcyjną do niemowlaka. Przyszła mam nachyliła się nad kołyską i powiedziała: „Oj, jaki on do nas niepodobny”... Natychmiast poprosiłam panią, żeby opuściła  nasz dom – z niesmakiem wspomina mama Ola.

- Mam prawo wyrazić swoje zdanie. Jeżeli ktoś przychodzi do nas jak do sklepu z zabawkami i ogląda lalkę a nie dziecko, wyraża swój pogląd - że ono jest do niego niepodobne, to to nie będzie dobry rodzic i ja w jego ręce dziecka nie przekażę. Jest to trudne, ale bywają takie rodziny. My nie prowadzimy sklepu! - dodaje.

- Wszystkie nasze dzieci od około 3 roku życia chodzą do przedszkola. Mamy fantastyczne przedszkole w Gałązczycach, które przyjeżdża busem po nasze dzieciaczki. To dla nas spore udogodnienie. Starsze dzieci chodzą do szkoły w tej samej miejscowości. Uczą się w mało licznych klasach, bo tego potrzebują. Kiepsko adoptują się w dużych grupach. I, mimo że wiąże się to z dojazdem, wybraliśmy dla nich mniejsze zło. Poza tym mamy zagwarantowane miejsce dla każdego nowego podopiecznego – mówią mamy.

- Wychowujemy dzieci na bazie własnej rodziny. Sprawujemy czasową rodzinną formę opieki zastępczej. Kierowane są do nas smyki, które nie przekroczyły 10 roku życia. Pracujemy przede wszystkim dla małych dzieciaczków. Jednocześnie przebywać może u nas 8 dzieci, chyba że trafia do nas liczne rodzeństwo, wtedy możemy mieć ich 10, nawet 13. Troszczymy się o nie do momentu uregulowania sytuacji prawnej, momentu adopcji bądź powrotu do domu do rodziców biologicznych, bo tak też się zdarza. Bywa, że rodzice zbierają się w sobie, podejmują leczenie, poprawiają warunki bytowe – opowiada pani Ola.

Zdarza się, że dziecko wraca do domu i ponownie jest odbierane rodzicom. - W tej chwili mamy taki przypadek. Rodzice odzyskali troje rodzeństwa. Po pół roku dzieciaczki są z powrotem w pogotowiu opiekuńczym (moim zdaniem to wina zbyt pochopnych decyzji). To są tzw. „zwrotki”. Ostatnio zdarzają się dosyć często. Rodzice starają się tylko na chwilę. Podejmują leczenie alkoholizmu, po czym zaczynają znów pić. Po interwencji dzieci są ponownie odbierane przez sąd. Wracają do problemu, który istniał w ich życiu już wcześniej – z żalem przyznaje mama Małgosia.Mama Ola karmi małego Jaśka

- Główne powody odbierania dzieci to przemoc i alkohol, one zwykle idą w parze. Tam gdzie jest alkohol, jest i przemoc, tam gdzie jest przemoc, jest zaniedbanie środowiskowe. Dzieci są niedożywione, brudne, zaniedbane w nauce – dodaje.

- Na pewno nieprawdą jest, że dzieci są zabierane z „biedy”. Na czterdziestu wychowanków, którymi opiekowałam się czasem krócej, czasem dłużej, nie miałam takiego przypadku – podkreśla mama Ola. - Opieka społeczna wyczerpuje wszelkie formy pomocy i jeżeli one nie przynoszą rezultatu, oczywistym staje się fakt, że rodzina jest niewydolna wychowawczo, niezaradna. To jest podstawa do zabezpieczenia dzieci, ograniczenia przez sąd władzy rodzicielskiej, a nie sam brak środków finansowych – precyzuje pani Małgosia.

- Pierwszy raz, w tym roku, zdarzyło się, że mamy w domu sierotę – nie żyją mama i tata (…) Generalnie to są sieroty społeczne, czyli dzieci z rodzin patologicznych, zaburzonych – uzupełnia.

Status prawny podopiecznych jest zawsze taki sam. - Wszystkie dzieci mają rodziców do momentu pozbawienia ich władzy rodzicielskiej. Jeśli sprawa się kończy orzeczeniem o pozbawieniu władzy rodzicielskiej, dzieci zostają kierowane do adopcji – mówi mama Ola.

Kiedy trzeba podjąć jakieś ważne decyzje, dotyczące przecież nie swoich dzieci, należy zgłosić się z  odpowiednim wnioskiem do właściwego organu wymiaru sprawiedliwości. - Sąd przeważnie wyraża na to zgodę Natomiast, np. na drobne zabiegi medyczne mamy zgodę opiekuna prawnego, którą podpisuje, zanim dziecko do nas trafi. Posiadamy takie dokumenty. Wybór szkoły czy przedszkola także leży w gestii opiekuna prawnego. On albo rodzic musi wyrazić zgodę na podejmowanie tego typu decyzji – podkreśla.

Ideą fundacji jest promowanie rodzinnej formy opieki zastępczej. - Dom dziecka to niekoniecznie dobre miejsce, szczególnie dla tych młodszych dzieci. One potrzebują mamy, taty, babci, dziadka. Tutaj nie ma pani kucharki czy pani sprzątającej. Wszystko robimy wspólnie – podsumowuje mama Ola. W tych dwóch domach panuje ciepło, spokój, radość, normalność. Tego zabrakło w rodzinnych domach małych podopiecznych przebywających w Strzelinie i Rożnowie.

***

Rodzice otrzymują środki finansowe na opiekę nad dziećmi, wynikające z ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej. Ale jak w każdym miejscu, gdzie przebywa spora liczba dzieci, zawsze czegoś potrzeba, zawsze czegoś brak. W ogromnych ilościach zużywane są pampersy, proszki do prania i inna chemia gospodarcza. W imieniu Rodzinnego Domu Dziecka „Jaś” apelujemy o pomoc finansową przeznaczoną na konkretny cel – zakup klocków do ćwiczeń rehabilitacyjnych w bawialni sensorycznej, która już jest gotowa i czeka na sprzęt oraz dzieciaki (nr konta fundacji 78 1020 5226 0000 6602 0364 4804 PKO BP S.A. z dopiskiem RDD „Jaś” lub RDD „Ala”). Zachęcamy także do odwiedzin strony internetowej fundacji http://www.dompelenserca.pl oraz https://www.facebook.com/RodzinneDomyDziecka - Fundacja „Dom Pełen Serca”.

 

 

 

 

 

UWAGA!

Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.

Ukryj formularz komentarza

2500 Pozostało znaków


Gravatar
Jodi
Dwie mamy, dwóch tatusiów i szesnaścioro dzieci
Ile się czeka na ogloszenie upadłości? Quality posts is the secret to attract the visitors to pay a visit the web page, that's what this website is providing.Jak odzyskać pieniądze od pracodawcy która ogłosiła upadłość?
0
Gravatar
fdps
RE: Dwie mamy, dwóch tatusiów i sześcioro dzieci
Szesnaścioro dzieci, nie sześcioro, artykuł piękny a tytuł wprowadzający w błąd. Bylibyśmy wdzięczni za poprawienie :)
0

Przeczytaj także