Aleksander Bek otrzymał odznaczenie z rąk wojewody dolnośląskiego, Tomasza SmolarzaTo jeden z najbardziej doświadczonych polityków i samorządowców w powiecie – czynnie w samorządzie nieprzerwanie 25 lat jako jedyny w powiecie. Był kilkakrotnie wójtem gminy Przeworno, starostą powiatowym, a także radnym. Aleksander Bek, bo o nim mowa, niedawno z rąk wojewody dolnośląskiego na 25 - lecie samorządności w Polsce otrzymał Srebrny Krzyż Zasługi. Jak zaczął samorządowanie? Jaka jest jego największa porażka i największy sukces?
Dlaczego postanowił Pan zająć się „samorządowaniem”?
– Gdy zaczynałem swoją pracę jako geodeta w latach 70., najpierw w Strzelinie, potem Ząbkowicach Śląskich, zawsze byłem blisko spraw gminnych i ludzi. W poprzednim systemie, z uwagi na mój światopogląd, nikt nie zaproponowałby mi stanowiska wójta czy radnego. Pierwsze wolne wybory samorządowe w maju 1990 roku to było wyzwanie. Pomyślałem, że skoro przyszedł nowy system, to może jest w nim miejsce dla mnie. Nie zakładałem objęcia funkcji wójta, chciałem działać jako radny. Pierwsze lata samorządowe to były lata pionierskie – tworzyliśmy nowy samorząd, nową administrację, wnosiliśmy do samorządu wiele inwencji i nowatorstwa. W działalności samorządowej było na to miejsce, bo wokół był inny klimat niż obecnie.

Jak zmieniał się styl sprawowania władzy przez te 25 lat?
– Przede wszystkim zaczynaliśmy w systemie zarządu gminy – decyzje zapadały kolegialnie (jak teraz w powiecie). Organem uchwałodawczym była rada, a wykonawczym był zarząd. Natomiast teraz organ wykonawczy (wójt) jest wyłaniany w wyborach bezpośrednich.

To jest strona formalna sprawowania władzy. Co się zmieniło w stylu rządzenia?
– Było więcej improwizacji, dużo mniejszą wagę przykładało się do „kropek i przecinków”, czyli do kwestii formalnych, a liczyła się przede wszystkim skuteczność działania, skuteczność osiągania celów. Teraz nastała era profesjonalizmu. Ludzie obejmujący funkcje w samorządzie muszą mieć przygotowanie i doświadczenie w sferze finansów publicznych i zarządzania.
Niewykluczone, że już niedługo czekają nas czasy, że formalnie będzie niemożliwe, aby urząd wójta, burmistrza czy prezydenta piastował „człowiek z ulicy” nieprzygotowany formalnie do zarządzania sprawami publicznymi i finansami. Wiele spraw w samorządzie regulują wzajemne, wieloletnie relacje międzyludzkie, a nie regulacje prawne.

Jakiś konkretny przykład?
– Sposób zakończenia budowy Ośrodka Zdrowia w Przewornie będzie dobrym przykładem. Teraz można o tym mówić, ale kiedyś posypałyby się głowy. Inwestorem tego przedsięwzięcia był Zakład Opieki Zdrowotnej w Ziębicach, który nie otrzymał środków wojewódzkich na zakończenie budowy. Zwróciłem się osobiście do dyrektora Wydziału Zdrowia Urzędu Wojewódzkiego w Wałbrzychu o kwotę około 450 tys. zł na dokończenie budowy.
Dyrektor przyjął argumentację potrzeby zakończenia budowy, natomiast nie widział możliwości przekazania środków finansowych inwestorowi, ponieważ wierzyciele blokowali konta bankowe ZOZ. Znaleźliśmy rozwiązanie, które dzisiaj jest nie do pomyślenia. Dyrektor Wydziału przekazał te pieniądze na konto gminy, poza jej budżetem. Budowę kończył ZOZ Ziębice, akceptował faktury, które płacone były przez gminę.

Którą kadencję albo stanowisko wspomina Pan najlepiej?
– To niemożliwe, by wskazać jedną kadencję. Każda miała w sobie momenty satysfakcjonujące ale i też stresujące. Jednak, gdy rozmawiam z kolegami z samorządu naszego czy z innych gmin lub powiatów, to najczęściej wspominamy dwie pierwsze kadencje. Można powiedzieć, że budowaliśmy wtedy ten system i w przyjaznej atmosferze i zrozumieniu historycznego czasu.

Budowaliście, ale zapewne nie bez porażek. Jaka, według Pana, była największa porażka w Pana karierze?
– Wbrew pozorom, nie jest to odwołanie mnie z funkcji podczas trzeciej kadencji. Chyba najbardziej przykre i niemiłe chwile były podczas ostatniej kadencji przy likwidacji szkół. Było to zderzenie się z takim, powiedzmy, egoizmem społecznym. Ja uważałem, że jesteśmy zdolni do pewnego rodzaju poświęcenia, że jeżeli jest taka potrzeba, to trzeba się pogodzić z bolesnymi rozwiązaniami, przedłożyć dobro gminy ponad dobro osobiste. I chyba porażką, nie tylko moją, jest to, że nie udało nam się zbudować społeczeństwa obywatelskiego. Nie jesteśmy wrażliwi na dobro społeczne, nie przedkładamy go nad dobro indywidualne lub grupowe, swoje oczekiwania przedkładamy nad potrzeby innych.

W takim razie jaki był największy sukces?
– Przede wszystkim to, że od 25 lat nieprzerwanie jestem samorządowcem. Każda kolejna kadencja w gminie czy w powiecie to mandat zaufania od gminnej społeczności, wynikający z uznania efektów mojej pracy, czyli niewątpliwie odnoszonych sukcesów.

Jakiś sukces materialny?
– Nie ma takiego jednego. W 1990 roku, przyjmując funkcję wójta, zastałem rozpoczęte budowy: szkoły w Przewornie, domu nauczyciela w Cierpicach, szkoły w Sarbach, wstrzymaną przez ZOZ Ziębice budowę Ośrodka Zdrowia. Kilkanaście wsi nie miało wodociągów. Lata czekało się na telefon, a istniejące połączenia były realizowane za pośrednictwem ostatniej w województwie ręcznej centrali telefonicznej. Wymagały remontów świetlice wiejskie. A do tego narastające z miesiąca na miesiąc bezrobocie, ponieważ upadały lub zlikwidowano wszystkie znaczące przedsiębiorstwa na terenie gminy. Dosłownie była pustynia. Z miesiąca na miesiąc urząd gminy stał się największym pracodawcą w gminie. Był okres, że mieliśmy zatrudnionych do 300 bezrobotnych w ramach robót publicznych. Było to możliwe dzięki modelowej współpracy z Urzędem Pracy w Ząbkowicach Śląskich i Wojewódzkim Urzędem Pracy. Było tak, że załatwialiśmy niewykorzystywane środki w innych urzędach na rzecz naszych bezrobotnych.
Powyższe problemy w latach 90., zostały przynajmniej częściowo załatwione, a inwestycje zakończone. Sukces to pozyskiwanie środków na inwestycje w ostatnich latach, w sferze infrastruktury technicznej i społecznej, czyli budowa kanalizacji, świetlic wiejskich, placów zabaw, itp.

Czy może Pan po tych wszystkich latach powiedzieć, że lubi Pan swoją pracę?
– Oczywiście, że tak. W tej chwili w urzędzie gminy robię rzeczy zgodne z moim zawodem wyuczonym, czyli prowadzę sprawy z zakresu geodezji i planowania przestrzennego oraz służę swoim doświadczeniem i znajomością spraw samorządowych na rzecz nowego wójta Jarosława Taranka. Tak zdecydował wójt. Nie będzie tracił czasu na dochodzenie do wielu spraw, jeżeli może korzystać z mojego wieloletniego doświadczenia, kontaktów i tym podobnych. Czynię to w pełnym zakresie mojej wiedzy i mam nadzieję, że zgodnie z oczekiwaniami wójta Jarosława Taranka.

Jest Pan prawdopodobnie najbardziej doświadczoną i kompetentną osobą w gminie. Czy to nie jest tak, że de facto to Pan rządzi gminą?
– Nie. Mogę mówić czy sugerować różne rzeczy, ale ostateczne decyzje podejmuje wójt. Ja znam swoje miejsce i nie mam z tym żadnych problemów. I proszę mi wierzyć, że są decyzje wójta wynikające z naszych konsultacji, z konsultacji z innymi pracownikami czy kierownikami jednostek, ale są to zawsze suwerenne decyzje wójta. Niektórzy, znając mój charakter, powiedzą, że trudno to sobie wyobrazić, ale ja mam w sobie pokorę. Zarządzanie gminą zakończyłem w chwili przekazania spraw panu Jarosławowi Tarankowi.

Skoro wspomniał Pan o pokorze, jak to jest po 25 latach bycia szefem, być teraz czyimś podwładnym?
To dla mnie żaden problem. Nie zawsze byłem szefem. Przez lata miałem swoich przełożonych. Przyswojone zasady lojalności i podporządkowania stają się niezmiennymi cechami charakteru.

Co by Pan podpowiedział ludziom, którzy zaczynają swoją karierę w samorządzie?
– Wielu ludzi wyobraża sobie, że gdy przyjdzie do urzędu, od razu zrobi to, co zadeklarowali i zaplanowali. Potrzeba jest wiele pokory wobec spraw pracowniczych, ludzkich i świadomości ograniczeń narzuconych przez system prawny.
Ważne jest też, by poznać zasady nieformalne funkcjonowania urzędu. I nie mam na myśli tutaj żadnych nieprzepisowych spraw. Na przykład inaczej będzie załatwiona sprawa, gdy do jakiejś instytucji pierwszy raz przyjedzie nowy wójt ze sprawami gminnymi, a inaczej w innej atmosferze i zrozumieniu załatwiona będzie sprawa przez tego wójta po zdobyciu wiarygodności i zaufania.
Trzeba być cierpliwym i pracować, często latami, na swoją akceptowalność i wiarygodność.

Kiedy odchodzi Pan na emeryturę?
– Nie wiem. Po pierwsze, muszę osiągnąć wiek emerytalny. Po drugie, póki co, uważam, że dobrze realizuje się w pracy w urzędzie i samorządowo, jako radny powiatowy. A po trzecie, najpewniej, gdy sam uznam lub gdy mój przełożony uzna, że nasza współpraca może zostać zakończona.

Mateusz Chamuczyński



UWAGA!

Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij choragiewka875zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.

Ukryj formularz komentarza

2500 Pozostało znaków


Gravatar
kasia
Niedobrze mi
Jak patrzę i czytam, to niedobrze mi sie robi.
0
Gravatar
Kazik Kaza
RE: Jak to jest po 25 latach bycia szefem, być teraz czyimś podwładnym?
Bardzo dobry i skuteczny samorządowiec. Pozdrawiam
0
Gravatar
qw
PSL
To jest wypowiedź typowego działacza PSL
0

Przeczytaj także