Przemysław Rabiniak od dwóch lat prowadzi studio tatuażu Karabin Tattoo w Strzelinie przy ulicy T. Kościuszki. Zajęcie to wymaga nie tylko pewnej ręki, ale i talentu. Nam opowiedział o tym, jak wygląda jego praca i zarazem największa pasja.
Kiedy zaczęła się twoja przygoda z tatuowaniem?
– Rysowałem i malowałem, od kiedy pamiętam. Tak spędzałem wolny czas. Spodobało mi się to i coraz lepiej wychodziło. Wtedy traktowałem to jako hobby, rozrywkę. W młodości próbowałem iść w różne zawody – spawałem, pracowałem na produkcji, byłem księgowym. W międzyczasie malowałem trochę aerografem, sprayami po ścianach, ale tak ozdobnie – nie chuligańsko (śmiech), jednak ciągle czegoś mi brakowało. Kiedy miałem 18 lat, zrobiłem sobie pierwszy tatuaż u kolegi w Oławie. Byłem w szoku, że można coś takiego zrobić na skórze. Dla mnie to była abstrakcja, coś zupełnie innego niż na kartce. Zacząłem się interesować tatuażami i sam zaprojektowałem cały rękaw, który wykonał mi inny tatuażysta jakieś pięć czy sześć lat temu. Jak zobaczył mój projekt i rysunki, to wziął mnie na praktykę. Chodziłem do niego do studia dwa lata – uczyłem się, zacząłem sam tatuować, a dwa lata temu otworzyłem własne studio w Strzelinie.
Tekst ukazał się w nr 15 (1103) wydaniu "Słowa Regionu". Cały wywiad przeczytasz na portalu egazety.pl, eprasa.pl, a także e-kiosk.pl