Sabina Konradt była wesołą i pogodną dwudziestopięciolatką. Razem z tatą Mirosławem i siostrą Anitą mieszkała w bloku przy ulicy Biskupickiej w Wiązowie. Spokojne życie rodziny przerwała najpierw śmierć mamy, a po kilku latach niespodziewane zaginięcie dziewczyny. Sabina wyszła z domu 1 sierpnia 2011 roku i przepadła bez śladu. – Pamiętam ten dzień… – mówi pan Mirosław, a do jego oczu od razu napływają łzy, które zresztą towarzyszą nam podczas całej rozmowy. – Była taka wesoła… Zapytała mnie, czy może pójść na spacer… Jakbym wiedział, to bym jej nigdy nie puścił… Pozwoliłem, poszła. Przyszedł wieczór, późna godzina, jej nie było, ale pomyślałem, że ma klucz, to sobie otworzy. Rano wstałem, poszedłem do pracy. Druga córka zadzwoniła i mówi, że Sabiny nie ma… – opo
Cały tekst ukazał się w wydaniu papierowym.
Komentarze
Cytuję Cześ:
ale ty mi cukrujesz. i tak nie będziesz już więcej moim kochankiem. zablokowałem cię w telefonie to za pośrednictwem gazety się do mnie umizgujesz.
Cytuję spajker.:
Spajker, idealnie opis pasuje do ciebie
Cytuję Cześ:
zabił zabójca. ktoś kto znał dziewczynę i znał teren. ktoś kto nie miał atrakcyjnej kobiety w domu. ktoś kto przemieszczał sie samochodem. ktoś o umyśle psychopaty.
Cytuję spajker.:
Spajker oczywiście wie kto zabił, ale nie powie...
Cytuję Ala:
Cytuję Ala:
na drodze spotkała znajomego. inwalida to łatwa ofiara. zaufała poszła do niego a ten ją zgwałcił pobił zabił i zakopał. może w swoim ogrodzie a może pod betonową wylewką w garażu zabetonował. zabójca to nikt obcy.
Cytuję Abc:
Byla niepelnosprawna dlatego zapytała czy może wyjść
25 lat i zapytała czy może pójść na spacer?
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.