Zarzuty wobec podejrzanego o molestowanie dzieci są bardzo poważne

W Prokuraturze Rejonowej w Strzelinie toczy się śledztwo w sprawie molestowania trójki nieletnich. Dzieci są rodzeństwem. 66-letni mężczyzna, Marek L., który przedstawiał się imieniem Janusz, nie przyznaje się do winy, ale Sąd Rejonowy w Strzelinie zdecydował o aresztowaniu mężczyzny na 3 miesiące.

Okazuje się, że może być rozwojowa. Niewykluczone, że ofiar 66-latka może być więcej.

Mężczyzna jest mieszkańcem gminy Zawonia w powiecie trzebnickim, a czyny przestępcze miały miejsce kilka lat temu. Zostały ujawnione dopiero po jakimś czasie, w toku rozprawy w Sądzie Rodzinnym w Strzelinie. Sprawa dotyczyła innego przedmiotu. Pokrzywdzona nie wytrzymała i powiedziała o tym w sądzie. To wszczęło procedurę sprawdzania i ustalania, o kogo chodzi – kto jest sprawcą. Dwoje dzieci złożyło zeznania, potwierdzające zaistnienie przestępstw. Jak informuje Nowa Gazeta Trzebnicka, obejmująca zasięgiem powiat trzebnicki, gdzie mieszka podejrzany, policja dokonała zatrzymania we Wrocławiu, gdzie 66-latek prowadził działalność gospodarczą. Zabezpieczono telefony oraz komputery, które będą teraz sprawdzane przez biegłych. – Według prokuratury, mężczyzna miał działać na terenie gminy Zawonia, ale także we Wrocławiu i na terenie gminy Sobótka – czytamy w artykule Nowej Gazety Trzebnickiej, zaprzyjaźnionej z naszą redakcją. – Zarzuty są bardzo poważne i choć mężczyzna nie przyznaje się do zarzucanych mu przestępstw, to dowody są na tyle mocne, że Sąd Rejonowy w Strzelinie przychylił się do wniosku prokuratury i zastosował 3-miesięczny areszt, który ma trwać do 4 grudnia. Prokuratura już sygnalizuje, że może zostać przedłużony. Jeśli zarzuty się potwierdzą, sąd może wymierzyć karę od 2 do 15 lat pozbawienia wolności. Marek Janusz L. w zawońskiej społeczności był znany – informuje dalej Nowa Gazeta Trzebnicka. – Przedstawiał się jako prawnik, choć dzisiaj wiemy, że nie miał wykształcenia prawniczego. Często występował na sesjach rady gminy, zadając władzom wiele pytań. Na Facebooku prowadził też stronę, którą określał jako internetowa gazeta. Mówił o sobie, że jest dziennikarzem. Prokuratura nie wyklucza, że ofiar może być więcej...