
- To, co się dzieje od kilkunastu dni na Ukrainie, myślę, że we wszystkich wzbudza bardzo silne emocje. Chcemy pomagać, angażujemy się w różne akcje. I oby zostało w nas to na dłużej, żebyśmy się nie wypalili, nie przestymulowali. Bo pomoc innym daje nam poczucie sprawczości, poczucie wspólnoty. Tak jak potrafimy, radzimy sobie z nadmiarem emocji.
Wyjaśnię dwa pojęcia, których użył Pan w tym pytaniu, a mianowicie strach i lęk. Otóż strach to naturalne uczucie, które pojawia się jako sygnał zagrożenia życia, to realne niebezpieczeństwo. W czasie przeżywania strachu w naszym organizmie wydziela się adrenalina, która stawia nas w stan gotowości do ucieczki lub walki. Takie poczucie strachu, które działa na człowieka mobilizująco, jest potrzebne, gdyż ostrzega przed niebezpieczeństwem, chroni. Z kolei lęk to są sytuacje, które sobie wyobrażamy, nie jest wywołany realnym zagrożeniem. To nasz umysł indukuje nam różne negatywne sytuacje, wizje, które wynikają z naszych przeżyć i doświadczeń. Jest to taki stan oczekiwania, zawieszenia na bliżej nieokreślone, nieprzyjemne doświadczenia.
Czy fakt, że wojna rozgrywa się tuż za naszą granicą, sprawia, że nie niepokoje są większe, niż zazwyczaj? Dlaczego?
- Oczywiście, że są większe, bo są realne, blisko granicy, nawet bardzo blisko. Gdyby walki toczyły się np. w Afryce, to nasze obawy byłyby mniejsze lub nie byłoby ich wcale.
Tekst ukazał się w nr 11 (1099) wydaniu "Słowa Regionu". Cały wywiad przeczytasz na portalu egazety.pl, eprasa.pl, a także e-kiosk.pl