ZNAJDŹ NA STRONIE

Monika i Tomasz z symbolem Czech - krecikiem
Monika i Tomasz z symbolem Czech - krecikiem
Kilka dni temu strzelińskie małżeństwo Monika Łukasik-Duszyńska z mężem Tomaszem zmierzyli się z królewskim dystansem w Pradze stolicy naszych południowych sąsiadów. Oto jak wspominają wrażenia z 42-kilometrowej trasy.
Dzień przed startem zrobiliśmy z żoną mały rekonesans. Nie ominęliśmy Hradczan, Mostu Karola i starego miasta. Większa część trasy to właśnie te okolice i nabrzeża Wełtawy. Wpatrywaliśmy się w ulice wyłożone kostką brukową, zwracaliśmy uwagę na wzniesienia, zwężenia…, wszystko to, co w pewien sposób dało nam jakieś pojęcie o trasie biegu. I rzeczywiście, nasunęła nam się myśl, że to bieg, który może być piękny ze względu na otoczenie, ale trudny ze względu na różnorodność nawierzchni i liczne podbiegi. Czy nasze obserwacje się potwierdziły?

START
Głośna muzyka przenosi nas kilka stuleci wstecz. Podniosły, bardzo pozytywny moment. Otoczeni wiekowymi, przepięknymi kamienicami powoli przesuwamy się do przodu i wreszcie zaczynamy bieg. Głośna wrzawa kibiców, słońce wychodzi zza chmur, mijam Ratusz Staromiejski z jednym z najbardziej sławnych zegarów astronomicznych na świecie, rozglądam się wokół siebie, pełen dobrych przeczuć. Ten bieg już od początku ma atmosferę. To jest to, czego szukam w maratonach. Czekało mnie pokonanie wielu mostów, ponowne przebiegnięcie przez rynek i meta w sercu Pragi. Miasto oddane do dyspozycji biegaczy z wszystkim tym, co najlepsze.

1-10 KM
Wokół mnie wielu zagranicznych biegaczy, wszyscy w pozytywnych nastrojach. Praska starówka, przepiękne kamienice, kostka, pierwsze podbiegi, w tym na Most Karola. Przekraczamy Wełtawę, zrobimy tak jeszcze wiele razy. Biegnie mi się bardzo lekko, ale nie wiem czy nie za szybko. Połykam podbiegi jak knedliki, biorę je na raz, nierozważnie.
Widzę wzgórza, Hradczany. Na Wełtawie statki wycieczkowe, na mostach kibice. Znów rynek, przyciągająca wzrok Brama Prochowa, skręt w stronę rzeki.

10-20 KM
Podoba mi się tutaj. Z każdym kilometrem coraz bardziej. Wietrzyk od rzeki, widzę ze swojej perspektywy innych biegaczy na mostach, które jeszcze przede mną. Wbiegamy w dosyć ciekawą dzielnicę, wydawałoby się wymarłą. Kilkadziesiąt metrów ponad kamienicami rozciągnięty jest wiadukt. Jego pylony wyrastają z jakichś nieokreślonych miejsc, jakby gigantyczna gąsienica zamarła na czas maratonu w wyszukanej pozie. Wrażenie niesamowite, poczułem się jak w futurystycznym, a może apokaliptycznym filmie.
Kolejne skręty, mosty… Przyznam, że gdy patrzyłem na mapkę biegu, nie mogłem się połapać w ilości zakrętów i mijanek. Zupełnie, jakby ten, kto projektował trasę, spędził nockę przed jej wyznaczeniem w jakiejś knajpce z dobrym piwem.

20-30 KM
Około 25. kilometra na jednej z wymijanek zobaczyłem żonę, Monikę. Szybko przeliczyłem w głowie, że biegnie w dosyć dobrym tempie, co więcej w tempie na nową życiówkę. Po jej minie widziałem, że nie odpuści. Ja z kolei na półmetku skontrolowałem czas i okazało się, że biegnę wciąż za szybko, wszak na życiówki się nie nastawiałem (1:54:03). Pomyślałem, że czas najwyższy zwolnić… Widok walczącej Moniki spowodował jednak, że postanowiłem jak najdłużej utrzymać aktualne tempo. Miałem plan, że jak wysiądę, wszystko zrzucę na pogodę… albo żonę.

30-40 KM
I rzeczywiście, od trzydziestego drugiego kilometra zacząłem słabnąć, a od trzydziestego piątego walczyłem o przeżycie. Podbiegi i brukowa kostka zrobiły swoje. Wcześniej nierówności kamiennych ulic mi nie przeszkadzały, teraz wydawało mi się, że widoczne w nich dziury i fałdy spowodowane były krecią robotą… Wiecie kogo mam na myśli. Gdybym zobaczył po drodze maskotkę Krecika, pewnie nawet „Ach, joo?”, by mu nie pomogło.
Miałem ciężkie chwile. Byłem pewny, że lada moment się poddam i będę szedł. Tempo spadło, wydawało mi się, że wlokę się jak Żwirek po zjedzeniu Muchomorka. Na punktach odżywczych piłem hektolitry wody i izotoniku. Mówiłem sobie, że to ostatni maraton, mam w czterech literach piękne widoki, Wyszehrady, Mosty Karola, Prochowe Bramy, wietrzyki od Wełtawy i inne cuda - wianki. Mam w nosie te 42 kilometry i ileś tam metrów. Zaraz stanę i pójdę dalej na piechotę, a najlepiej zawrócę. Samo życie, takie tam huśtawki nastroju maratończyka…

42-META
Wcześniej, około 15-20 kilometra, mijałem biegacza poruszającego się dzięki specjalnej protezie. Widziałem też Czecha po operacji lewej nogi, miał ogromną bliznę wzdłuż łydki. Objętościowo jego kończyna nie była większa, niż szerokość mojego nadgarstka. Pamiętam, że gdy go mijałem, wydawało mi się, że słabnie. Zagadałem, by go podbudować. Podziękował z uśmiechem, a ja pobiegłem dalej.

Nie mogłem się poddać… Oni się nie poddawali.
Podkręciłem tempo. Nie wiem jak, ale wydusiłem coś z siebie na ostatnich kilometrach. Znów praski rynek, w uszach „Zvonky stesti” Karela Gotta i ja, wreszcie na mecie.

PAREK W ROCHLIKU
Dzwonków szczęścia nie było, no może ledwie słyszalne. Czułem się bardziej jak ugotowany hot-dog. Odebrałem medal, powędrowałem w stronę punktów odżywczych i czekałem na Monikę.
Udało mi się zejść poniżej czterech godzin, Monika pobiła życiówkę o 4 minuty.
Maraton naprawdę wart polecenia. Dobra organizacja, ale przede wszystkim wspaniała trasa. Warto przyjechać do Pragi dla widoków i atmosfery, i pewnie dla Krecika… Ach, joo!




UWAGA!

Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij choragiewka875zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.

Ukryj formularz komentarza

2500 Pozostało znaków


Gravatar
spajker
RE: Na królewskim dystansie u południowych sąsiadów
fajne hobby, fajny bieg. ci ludzie są pozytywnie wyjątkowi. mam jednak taką przypadłość że rodzaj człowieka poznaję po ciemnych okularach nałożonych na łysą pałę, ciemne okulary noszone także w nocy. do ciemnych okularów dobrze pasuje też duże bmw i tombak.
0

Przeczytaj również