Dlaczego prezes zrezygnował?
Jak zaczęła się Twoja przygoda z wolontariatem?
- Już w szkole podstawowej organizowane były zbiórki pieniężne na różne akcje i zawsze brałem w nich udział. W dawnym Gimnazjum nr 2 wolontariat zaczął się na szerszą skalę. Zaangażowałem się też w akcje organizowane przez szkołę. Mój wychowawca Jacek Dziedziński i obecna dyrektor Teresa Okołotowicz byli osobami, które mocno mnie motywowały. Złapałem bakcyla na tyle, że później zostałem czynnym wolontariuszem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Później przyszedł czas na własne Stowarzyszenie Gramy o Życie.
- Kiedy pracowałem w UMiG Strzelin, z prośbą o pomoc zwróciła się do nas mama Dominika cierpiącego na białaczkę. Wtedy powstał pomysł zorganizowania koncertu charytatywnego, aby jakoś zebrać pieniądze. Potem były kolejne akcje, co uświadomiło mi, że problem jest duży, a pomocy na już potrzebuje wiele osób. Zderzyliśmy się ze skalą problemu i tym, że cierpiący są z tym sami. Znalazłem grupę ludzi, którzy uznali, że warto spróbować zawiązać komitet społeczny, a później stowarzyszenie.
Opowiedz o głównych założeniach GOŻ.
- GOŻ to nie tylko pomoc podopiecznym. Pomagamy też ich rodzinom. Zdejmujemy z nich ciężar martwienia się o pieniądze. Chcemy, aby poświęcili czas swoim bliskim i chorym, a kwestie tego, jak pozyskać pieniądze, rozliczyć je, zakupić sprzęt czy leki, bierzemy na siebie. GOŻ charakteryzuje się tym, że nigdy nie wzięliśmy podopiecznego sami. To oni do nas trafiają.
Z czego to wynika?
- Od początku nie chcieliśmy się narzucać i nikogo do siebie przekonywać. Bardzo długo walczyliśmy o autentyczność i wiarygodność, aby nikt nie zarzucił nam, że jesteśmy bandą nastolatków, którzy zachłysnęli się modą na pomaganie. Z najbliższym gronem wolontariuszy zawsze działaliśmy tak, aby ludzie mieli pewność, że przychodzą do fundacji, w której są jasne zasady i która jest uczciwa. Wielokrotnie spotkaliśmy się z innymi fundacjami, próbującymi rozwinąć swoją działalność, które próbowały podbierać podopiecznych. Nigdy nie byliśmy przeciw innym fundacjom, jeśli mogą pomóc chorym. Z różnych przyczyn dziś tych fundacji już nie ma, a my jesteśmy dalej.
A jak wyglądały początki stowarzyszenia? Jak udało wam się przekonać do siebie ludzi?
- Było ciężko i nadal jest ciężko. Ciągle trudno pozyskać ludzi, którzy za darmo poświęcą swój wolny czas w imię wyższych idei. Strzelin to małe miasteczko i puszek różnych organizacji zawsze było pełno. Liczyliśmy się z tym, że nie wszyscy będą zachwyceni nowym stowarzyszeniem z nową wizją pomagania. Przede wszystkim postanowiliśmy odejść od puszek i kwestowania. To nas odróżnia. Staraliśmy się, żeby ludzie, oprócz satysfakcji, mieli też z tego jakąś korzyść. Oprócz przekonania, że częściowo ratują czyjeś życie, mają kawałek ciasta lub wylicytowany przedmiot. Gdyby nie wiarygodność i autentyczność, żadna z naszych akcji nie miałaby możliwości powodzenia. Nie wyobrażam sobie przejść obok cierpienia ludzkiego bez pomocy. Tego nauczyli mnie rodzice.
Dla wielu jesteś najbardziej zaangażowaną w pomoc charytatywną osobą w powiecie strzelińskim. Dlaczego zrezygnowałeś z pełnienia funkcji prezesa GOŻ?
- We mnie to pomaganie było, jest i będzie. Na pewno pomogę nowemu zarządowi i będę wspierał GOŻ. Takie rzeczy się nie kończą. Stowarzyszenie to przede wszystkim podopieczni i GOŻomaniacy. Stwierdziłem, że nikomu nie muszę już niczego udowadniać. Były zarzuty celebryctwa, próby budowania kariery na ludzkim nieszczęściu. To zaczęło być męczące. To tak jak z dorastającym dzieckiem, które kiedyś musi opuścić gniazdo i pójść dalej. Osoba zajmująca się wolontariatem musi być mocno empatyczna. Często spotykamy się ze śmiercią i to wielokrotnie podcina skrzydła.
Trudno było podjąć taką decyzję?
- To nie była i cały czas nie jest łatwa decyzja... Jeżeli w życiu istnieje jedna rzecz, z której człowiek jest dumny, którą od początku stworzył i czuje, że jednak dobrze będzie odejść w cień, to jest to bardzo ciężkie. GOŻ to ogromna część mnie. Być może potrzeba świeżej krwi, nowego spojrzenia i zastrzyku energii.
Wielu nie wyobraża sobie GOŻ bez Łukasza Krzysztofczyka.
- Każdy mógłby mnie zastąpić, pod warunkiem, że podejdzie do tego poważnie i na serio. Nie ukrywam, że poświęciłem dla tego stowarzyszenia ogrom swojego życia. Myślę, że kandydat na nowego prezesa da sobie radę. Jest mocno zaangażowany. Trzymam kciuki, żeby znalazł odpowiednich ludzi, którzy będą go wspierać. GOŻ to przede wszystkim pomaganie podopiecznym, a nie tylko ja. Wszystkie decyzje zawsze podejmowaliśmy razem. Im szybciej ludzie się z tym oswoją, tym lepiej.
Nie boisz się, że za jakiś czas GOŻ będzie rozwiązane?
- Zawsze miałem obawy, że stowarzyszenie może się rozwiązać, że po kilku dniach mogę zostać sam, a wolontariusze zrezygnują. Więc obawy były i będą. Jeżeli będę miał jakiekolwiek sygnały, że dzieje się źle, to na pewno się tym zainteresuję. Nie pozwolę, żeby po tym, czego stowarzyszenie do tej pory dokonało, ot tak odeszło w niebyt.
Co uważasz za najważniejsze osiągnięcie w ciągu tych prawie siedmiu lat?
- Jednym moim sukcesem jest to, że udało mi się zatrzymać przy sobie większość wolontariuszy. Współpraca ze mną jest ciężka, bo zawsze powtarzałem, że nie pomaga się na pół gwizdka. Jeżeli coś organizuję to całym sobą. Każdy inny sukces stowarzyszenia to nasz wspólny sukces.
Wizje na przyszłość? Zamierzasz zaangażować się w kolejne, nowe projekty charytatywne?
- Nauczyłem się niczego w życiu już nie planować. Nie zamierzam zakładać żadnej nowej fundacji. Może skupię się na pasji albo pracy. Ten czas to były najpiękniejsze lata. Może być mi tylko żal, że ta przygoda w pewien sposób się kończy, ale mam na uwadze dobro stowarzyszenia. Ogromnie dziękuję wszystkim, którzy wspierali mnie przez prawie siedem lat, wierzyli we mnie i w to, co robię. Ten sukces to Wasz sukces i chcę, żebyście mieli tego świadomość. Do zobaczenia na kolejnych akcjach.
Dziękuję za rozmowę.
Krystian Krzyżowski
UWAGA!
Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.
Przykro
Poznałam Łukasza na studiach, nikt inny nie zapadł mi w pamięci tak jako On... to człowiek szczery, dobry i zawsze gotowy nieść pomoc. Szkoda, że taką podjął decyzję bo uwierzcie mi, dla Łukasza nie ma rzeczy niemożliwych gdy ktoś go potrzebuje. Ten chłopak o sobie myśli na samym końcu.RE: Dlaczego prezes zrezygnował?
No to w końcu dlaczego zrezygnował?