Dominikę fascynują maskowe postaci, kobiety z wyciągniętymi dłońmi...

To opowieść nie tylko o malarstwie - choć jest ono nierozerwalnie związane z jej życiem, ale także o trudach emigracji, tęsknocie za własnymi "korzeniami", podróżach w nieznane i zaskakującym powrocie do kraju. Dominika Łuszcz z Kazanowa dzieli się tym, co dla niej najważniejsze. 

Dominika Łuszcz z mężem i synkiem od kilku lat mieszka w Kazanowie. Większość swojego dorosłego życia spędziła jednak w Stanach Zjednoczonych, w Chicago. Jej rodzice wyjechali z Polski, gdy była dzieckiem. – Wychowanie bez rodziców było ciężkie – wspomina Dominika. – Miałyśmy z siostrą po kilka lat i opiekowała się nami babcia. Po kilku latach rodzice zdecydowali się na powrót, ale… wylosowali zieloną kartę. W latach ‘90 była taka loteria wizowa. Zamiast przyjechać więc na stałe do Polski, to przyjechali po nas i zabrali do Stanów. Miałam wtedy 8 lat – dodaje nasza rozmówczyni.

Bardzo chciałam do rodziców. Ta tęsknota za nimi była ogromna, ale z drugiej strony zostaliśmy wyrwani z naszych korzeni – kontynuuje Dominika. – W Krakowie, gdzie mieszkaliśmy od małego, mieliśmy taki swój grunt. Wyjechaliśmy bez języka, bez znajomości, więc początki były bardzo ciężkie. Rodzice też dużo pracowali. Często z siostrą, żeby spędzić z nimi czas, jeździłyśmy z rodzicami do pracy, na jakieś sprzątania wieczorne. To było ciężkie, a później… zaczęło się normalne życie. W Chicago jest bardzo dużo Polaków, były polskie sklepy, przylatywała do nas babcia. Nauczyliśmy się żyć w nowej rzeczywistości. Poznałam w tamtym okresie swoje przyjaciółki, Polki. Tak jak ja miały podobna historię… W tym czasie wszyscy mieli takie historie, to nas łączyło – podkreśla Dominika.

Obrazy Dominiki w jej pracowni Obrazy Dominiki w jej pracowni

Wśród Polonii był cały czas ogromny nacisk na ojczyznę. Czuło się tęsknotę za krajem. Pamiętam, że jako dziecko z siostrą tęskniłyśmy za polskim chlebem, za masłem. Babcia „przemycała” nam chleb, kiedy do nas przyjeżdżała. Pamiętam, że tęskniło się nawet za takimi prozaicznymi rzeczami, zapachem polskiego pomidora… W domu zawsze mówiliśmy po polsku. Chodziliśmy na polskie koncerty, obracaliśmy się w polskim towarzystwie. Był zawsze ten ogromny sentyment do polskich pisarzy, do polskiej historii – opowiada nasza rozmówczyni.

Wystawy w Teatrze Chopina...

W całej tej opowieści jest jeszcze jeden akcent – Dominice zawsze towarzyszyła sztuka. – Jako dziecko malowałam na szkle, jakieś obrazki, chodziłam na ceramikę, kochałam to – wylicza nasza rozmówczyni.

Cały artykuł zamieściliśmy w 31 (1219) wydaniu papierowym Słowa Regionu.

 

UWAGA!

Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij choragiewka875zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.

Ukryj formularz komentarza

2500 Pozostało znaków


Przeczytaj również