Czy można przeżyć piekło i zachować pogodę ducha? Czy zawsze pamięć pozwala zapomnieć straszne rzeczy? Czy historii z podręczników można dotknąć tu i teraz?
Dziś opowiem historię „babci” Agi, której jestem fanką. Znamy się od lat, bo pani Agnieszka Krawczyk mieszka w Borku Strzelińskim. To jedna z tych osób, po spotkaniu której człowiek się uśmiecha. Pełna ciepła, serdeczności i takiej wspaniałej radości życia. Nie narzeka. Nawet jak jest bardzo trudno, stara się znaleźć coś dobrego w każdym dniu. Niesamowicie sprawna, oczytana i ze wspaniałym poczuciem humoru. Ma doskonałą pamięć. Trochę znałam dzieje rodziny pani Agnieszki, ale historia usłyszana bezpośrednio od niej zrobiła na mnie ogromne wrażenie.
Tak zaczęłyśmy tę opowieść:
- Ale co ja Ci dziecko opowiem? Kogo to będzie interesowało?
Proszę się nie stresować. Wielu ludzi z tych stron pochodzi z Kresów i będą chcieli posłuchać tego, co Pani pamięta. Ja będę pytać, to będzie łatwiej.
- No dobrze, pytaj.
Skąd przyjechali Pani rodzice?
- Buczacz. Tarnopol. Buczacz – powiat, a Tarnopol to województwo. A wieś to Korościatyn.
A w którym roku przyjechali?
- W 1946 roku.
Ile miała Pani wtedy lat?
-11 lat miałam.
A co Pani pamięta z Korościatyna?
- Wszystko pamiętam. Mieliśmy dom. Tam pola dużo nie było. Ojciec miał warsztat tkacki. Kiedyś się z materiałów takich starych, ciętych na paski robiło różne rzeczy – dywany, chodniki. To zimową porą, a latem robił na drogówce. Prace przy drogach.
A mama?
- Mama gospodarkę prowadziła.
A jak się nazywali?
- Suchecki. Józef i Franciszka.
Co było potem?
- Potem przyszła wojna. Ukraińcy zaczęli rządzić trochę. Oni tak powoli szli po wioskach. Jak jechali, to łapali mężczyzn i zabijali.
UPA? Tak też mojego dziadka zastrzelili.
- Tak, te bandy. Tak jak u nas, to napadli na wioskę i całą spalili. Tam tylko parę domów zostało, bo wioska polska była. U nas Ukraińców prawie nie było. A te po bokach co były wioski, to byli w jednej Ukraińcy i Polacy. Tam całych nie palili, tylko napadali.
Jak to się stało, że przeżyliście, że Was nie spalili?
- Bo nasz dom był na uboczu. Tam była główna droga, a my mieszkaliśmy w takiej uliczce jak tu [bocznej – red.], tylko, że pod górkę i tam trzy domy były. Stajnia się spaliła, ale dom i stodoła została.
Ale to widzieliście jak to się paliło?
- Sabinko, ja jak mówię teraz, to widzę ten ogień [głos „babci” Agi drży – red.].
Tam byli ludzie wtedy?
- Pewno. I bydło. Jak to bydło ryczało. Jakie to było... Boże... A to oni szli, bili, mordowali. Pierwszą turą szli, bo na tury byli podzieleni. Drugą turą szli – rabowali, wszystko zabierali, a trzecią – palili. My na tej górce widzieliśmy wszystko, jak oni szli ulicą i wszystko nieśli.
A komuś udało się uciec?
- Uciekali, tak. Ale jak kogoś widzieli to zabijali.
Mieliście jakiś las? Żeby uciec było można...
- W śniegu siedzieliśmy wszyscy. To zima była.
A którego roku?
- W ‘44. Tam śniegu to było tyle, że jak ojciec siadł w śnieg to tylko głowę było widać.
Nie w domu byliście?
- A skąd, to wszystko było po ogrodach. Uciekali jedno do drugiego. Tak jak my mieli na przykład sad i suszarnię, bo tytoń sadzili. To było pełno ludzi tam. Potem przyszły te chłopaki, co tam walczyli i kazali w pole uciekać, bo mówili, że jak przyjdą, to mordować będą.
Chłopaki co walczyli?
- Oni mieli dyżury z wioski. Wszyscy mężczyźni dyżury mieli – pilnowali, bo jak oni zaczęli tak robić, to trzeba było.
A kiedy już spalili wioskę, to co było potem?
- Potem to wszystko chodziło, ratowało, co się dało. Każdy bydła szukał – tam było spalone, tam uciekło. My to zaraz w drugi dzień, ojciec zorganizował, do Monasterzyska wyjechali. Miasteczko to było. Tam ten drogomistrz mieszkał, co robotami kierował. Przyjechał po nas. Dwa tygodnie tam siedzieliśmy.
U niego w domu?
- Tak. On miał taki ładny dom. Miał suteryny. Oni mieszkali na górze, a my w tych suterynach. Jeszcze tam mamy siostra pojechała z nami jedna, druga.
A ile Was było w domu? Miała pani rodzeństwo?
- Miałam siostrę, brata, brata, siostrę i ja piąta.
Wszyscy przeżyli to palenie?
- Tak, wszyscy przeżyli.
A co po tych dwóch tygodniach?
- Wróciliśmy i zaczęliśmy wyrabiać papiery. Żyć trzeba było. Ale to też strach było wychodzić, bo nie wiadomo, czy się wróci. Mieliśmy takie pole, że między lasem my szli, takie łąki były i taka góra. Po tej stronie było polskie, a po drugiej Ukraińcy byli. I my chodziły na to pole z matką, bo mężczyźni nie szli. To jak kiedyś banderowcy przyszli wzdłuż, a my na tym polu byliśmy. Ale tam znajomy mamy był i poszedł bokiem i mówi: „Frania, zabierajcie się stąd. Nie oglądajcie się. Nic nie ruszajcie, tylko uciekajcie”. To tak co było, żeśmy zostawiły i poszły. Najważniejsze, żeśmy wróciły.
A jak to z tym wyjazdem było?
[...]
O tym przeczytacie już w kolejnym wydaniu Słowa. „Babcię” Agę ściskam serdecznie, a Was zapewniam, że to będzie równie emocjonująca część tego wywiadu. Takie spotkania uświadamiają mi zawsze, że na terenach, na których mieszkamy, możemy niemal dotknąć historii, o której czytaliśmy w podręcznikach. Wystarczy tylko nie przegapić i zapytać. To nasza odpowiedzialność.
UWAGA!
Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij