Chwistków jak listków
Czy życie w tak licznej rodzinie różni się od tych, w których pociech jest mniej? Jak wygląda codzienność, święta, radości i smutki? O czym marzą dzieci, a co jest najważniejsze dla rodziców. O tym wszystkim rozmawiamy z członkami niezwykłej rodziny.
Czy moglibyście Państwo przedstawić swoją rodzinę i powiedzieć, kto i jakie wybierał imiona?
- Prawdę mówiąc szczęście nam dopisało - mówi mama Barbara. - Mamy pięć wspaniałych i pięknych córek: Weronikę (18), Zuzannę (17), Julię (15), Anastazję (4) i Laurę (6 miesięcy) oraz pięciu pracowitych synów: Józefa (20), Przemysława (14), Piotra (12), Bartosza (9) i Michała (5). - Chyba każde z nas miało jakieś swoje upodobania - dodaje pan Wiesław. Przy pierwszym dziecku było ciężko wybrać, ale z każdym kolejnym dochodziliśmy do kompromisu. Jak urodziło się czworo ostatnich dzieci, imiona wybierały starszaki. W ubiegłym roku na świat przyszła najmłodsza z naszych córek, dziewczęta wybrały dla niej imię Anastazja. Były szczęśliwe, jak zgodziliśmy się tak nazwać naszą kruszynkę.
Czy ciężko jest pogodzić obowiązki z przyjemnościami i chwilą dla siebie?
- Od narodzin pierwszego dziecka jeszcze nie odetchnęliśmy - śmieje się pani Barbara. - Nasze życie to ciągła walka z pieluchami, butelkami i zabawkami. Od 20 lat nie przespaliśmy prawie żadnej nocy, ale to był nasz wybór i nie żałujemy. Każde dziecko to dar. Musieliśmy czymś sobie zasłużyć, że Bóg jest dla nas taki hojny - mówi pan Wiesław. - Mamy bardzo mało chwil dla siebie - podkreśla pani Basia - cały czas jest coś do zrobienia, choćby przygotowanie posiłku dla 12 osób. Kiedy starsze dzieci są w szkole, mąż w pracy, a ja muszę zająć się jeszcze najmłodszymi, bywa tak, że nie jestem w stanie pogodzić kilku rzeczy naraz i czekam, aż ktoś pojawi się i mi pomoże. Ale podstawą jest dobra organizacja i podział obowiązków - mówi mama.
Skoro wspomniała Pani o podziale obowiązków. Proszę powiedzieć, jak on wygląda u Was w domu? Czy każde dziecko ma coś konkretnego do zrobienia?
- Każdy sprząta po sobie, to jest zasada pierwszorzędna. Ale wiadomo, że najmłodsze dzieci nie dadzą rady sprzątać, czasem tylko bardziej nabałaganią i wtedy zaczyna się prawdziwa zabawa - ja sprzątam, a oni brudzą i tak wkoło. Mam cudowne dzieci, które zawsze pomagają, są tego nauczone, ponieważ zawsze pilnowaliśmy z mężem, aby każdy utrzymywał dom w porządku. Tak żyje się lepiej.
Kto najwięcej pomaga Pani w opiece nad najmłodszą, półroczną Anastazją?
- Najstarsze córki. Gdyby nie one, pewnie nie wyszłabym z domu. Mała z chęcią z nimi zostaje, a ja mam wtedy chwilę, żeby odetchnąć. Ale dziewczęta muszą się uczyć i nie zawsze mają czas, żeby mi pomagać. Czasami o pomoc proszę też Józka, mimo że jest mężczyzną, świetnie sobie radzi w opiece nad maleństwem.
A jak wygląda pomoc przy gospodarstwie? Czy dzieci chętnie Panu pomagają?
- Większość czasu spędzam poza domem, aby zapewnić byt swojej rodzinie. Każdą wolną chwilę poświęcam dzieciom, ale nie zawsze jest to możliwe. Jak najstarsza czwórka była jeszcze mała, to sami proponowali, że pojadą ze mną w pole i od tego się zaczęło. Weronika, Zuzanna i Julia do dziś jeżdżą ze mną na żniwa. Jestem bardzo z nich dumny, ponieważ każda siada na traktor i jedzie sama we wskazane miejsce. Która dziewczyna by poświęciła czas wolny na pomaganie w polu i to z własnej woli? Chyba tylko moje córeczki są takie kochane i za to im dziękuję.
Jakie macie zwierzęta w gospodarstwie? Kto się nimi zajmuje?
- Są kury, kaczki, kozy i krowa, pies i kilka kotów, czyli jak na prawdziwej gospodarce - mówi gospodarz. - Nie wyobrażam sobie, żebym musiał kupować jajka, albo mleko. Swoje jest najlepsze i mam pewność, że nie zaszkodzi żadnemu z dzieci. Sklepowe rzeczy często są zdradliwe, szczególnie dla maluszków. - Rano jak już dzieci pojadą do szkoły, to ja zaglądnę do stajni, ale w weekendy, albo dni wolne, wysyłamy dzieci – dodaje pani Basia. - Powinny się uczyć. To żaden wstyd, że potrafi się wydoić krowę, albo znaleźć jajko na grzędzie. - Lubię pomagać rodzicom - potwierdza najstarsza z córek – Weronika. Czuję satysfakcję z tego, że mogę zrobić coś, co ich odciąży z nadmiaru pracy i obowiązków. Czasami nawet sama proponuję, że zajmę się niektórymi sprawami.
A co ze świętami? Jak je obchodzicie? Macie jakieś swoje tradycje?
- Święta to magiczny czas. Chyba jedyny dzień, kiedy siadamy razem do stołu (musimy złączyć dwa duże stoły i przenosić kanapy) i jemy wspólny posiłek. Na co dzień każdy wychodzi z domu o różnych porach, tak samo jest z powrotem. Nie mamy czasu na rzeczy, które są w rodzinie bardzo potrzebne. Wspólne posiłki pozwalają porozmawiać, wymienić poglądy, pośmiać się - mówi pani Barbara. - Każdy ma swoją tradycję – włącza się pan Wiesław. - Nasza jest taka jak u innych ale w takim gronie, jest o wiele śmieszniej. Stukamy się jajkami. Dzieci to uwielbiają. Zawsze typujemy zwycięzcę, czasami wygrywają starsi, ale zdarzyło się i tym młodszym. W ogóle święta w naszym domu są wesołe i każdy je miło wspomina.
Ile jajek potrzebowaliście na minione święta?
- Bardzo dużo! Każdy z nas lubi jajka, może dlatego, że na gospodarce są kury. 54 jajka poszły do wielkanocnego żurku, 40 do sałatek, a do ciast to nawet ciężko policzyć, tyle ich poszło. Ale chyba bardziej niż z prawdziwych jajek, młodsze dzieciaki cieszyły się z tych czekoladowych i słodkich baranków - mówi 17 - letnia Zuza.
Jak wyobrażacie sobie święta za 20 lat?
- Nasze dzieci będą już dorosłe. Mam nadzieję, że będziemy się spotykać wspólnie z ich rodzinami - mówi pan Wiesław. - Ciężko mi jest sobie wyobrazić taką ilość osób. Wychodzi na to, że będziemy musieli wynajmować świetlicę na święta, inaczej nie pomieścimy się. - Chciałabym, żebyśmy zawsze trzymali się razem. Dla matki to ważne, żeby rodzina, dzieci, utrzymywała bliską relację. Cieszyłabym się, gdyby moje dzieci miały w przyszłości duże rodziny, ale wydaje mi się, że nie zaszaleją tak bardzo jak my – śmieje się mama.
Czy w przyszłości planujecie założyć duże rodziny?
- Raczej nie. Cieszymy się, że możemy się wychowywać w tak dużej i wspaniałej rodzinie, ale wolałybyśmy mieć nieco mniejsze. Widzimy, ile wysiłku kosztuje rodziców utrzymanie domu i naszej 10-tki i wydaje się być to dosyć trudne. Zawsze będzie rodzeństwo, które będziemy mogli odwiedzać - mówią Zuzanna, Weronika oraz Julia.
Jakie są Wasze marzenia?
- Moje właśnie się spełnia. Zawsze chciałem przeczytać o sobie w gazecie i zobaczyć swoje zdjęcie na okładce. Byłoby świetnie, ale pewnie na sławę muszę jeszcze poczekać - mówi 9 letni Bartek. - A ja chciałbym być mistrzem w zapasach (judo, taekwondo, karate). Razem z braćmi jeździmy na zajęcia do Skarbimierza i uczymy się obrony i innych chwytów - mówi Piotr (12 lat). - Żebyśmy zawsze byli zdrowi, kochani i żeby nam się wiodło w życiu, to chyba takie standardowe marzenie, i żadne inne nie są mi potrzebne - mówi Julia (15 lat).
Powiedźcie, jak idzie Wam nauka? Lubicie się uczyć?
- Może „lubić” to za mocne słowo, ale jeśli trzeba się nauczyć, to się uczymy. Pomagamy też młodszemu rodzeństwu w zadaniach, których nie rozumieją, ale musimy przyznać, że nie jest to nasze ulubione zajęcie. Jest wiele ciekawszych rzeczy, które moglibyśmy robić w czasie, kiedy musimy się uczyć. Ale wierzymy, że w przyszłości wyjdzie nam to na dobre - mówią Zuzanna, Weronika i Bartosz.
Aleksandra Parasiuk
UWAGA!
Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.