Paweł i jego znajoma Marta dotarli na szczyt jako pierwsi z całej grupy
Dziesięciodniowa wyprawa na Elbrus to nie tylko wspaniałe widoki, ale też dzika przyroda i niezapomniane przeżycia. Po zdobyciu Mont Blanc to kolejny krok Pawła Wojtowicza do zdobycia Korony Ziemi. Jak wspomina swoją wyprawę? Mimo ogromnej radości ze zdobycia tej niebezpiecznej góry, łatwo tam o tragedię, o czym sam się przekonał.
Po stronie gruzińskiej ukazują się kaniony, natomiast po rosyjskiej potężne góry Kaukazu
Dwa miesiące temu opisaliśmy wyprawę Pawła Wojtowicza z Gęsińca na Mont Blanc (4 810 m n.p.m.). Wspinaczką zainteresował się zaledwie rok temu, ale szybko stała się jego wielką pasją. W ciągu najbliższych kilku lat planuje zdobyć Koronę Ziemi (najwyższe szczyty siedmiu kontynentów). Następnym krokiem do realizacji tego planu była sierpniowa wyprawa na najwyższy szczyt Europy i Kaukazu – Elbrus (5 642 m.n.p.m.). To wygasły wulkan prawie w całości pokryty lodowcami i wiecznym śniegiem.
Tym razem Paweł zdecydował się wziąć udział w zorganizowanej wyprawie. Grupa wyleciała z Warszawy do Moskwy, następnie dotarła do Mineralnych Wód i Tereskolu. Jak podkreśla nasz rozmówca, wschodnia Rosja jest naprawdę piękna. Życie biegnie wolniej, a na drogach łatwo spotkać krowy, konie lub owce.
- To była ogromna radość. Flagę powiatu strzelińskiego zostawiliśmy na Elbrusie - opowiada Paweł
Kilkudniowy trekking
Grupa zatrzymała się w hotelu w Tereskolu (2 486 m.n.p.m.). Tego samego dnia wybrała się na trekking na górę Czeget (3 481 m.n.p.m.). Na drugi dzień alpiniści doszli do wniosku, że ze względu na duże bagaże wjadą kolejką linową do Beczek (3 800 m.n.p.m.). Na miejscu czekały już ratraki, które przetransportowały torby. Następnie grupa przeszła do schroniska w Prijut (4 169 m.n.p.m.), gdzie zatrzymała się na cztery dni.
Jeszcze tego samego dnia, po rozpakowaniu się w schronisku, w ramach aklimatyzacji wspólnie wybrali się na trekking w kierunku Skał Pastuchova na około 4 500 m.n.p.m. Wtedy okazało się, w jakiej kondycji są uczestnicy wyprawy. Następnego dnia weszli na 4 800 m.n.p.m. Kolejny trekking to już ponad 5 000 m.n.p.m. Paweł Wojtowicz podkreśla, że aklimatyzacja na takich wysokościach jest bardzo ważna. Niezbędny jest też profesjonalny sprzęt alpinistyczny.
Rankiem, kiedy nadszedł dzień ataku szczytowego, uczestnicy ponownie wybrali się na trekking. Niektórzy, w tym Paweł, zeszli też niżej, co zajęło im około 40 minut, aby kupić wodę i jedzenie.
- Byliśmy już trochę zmęczeni, a musieliśmy wrócić na 4 169 m.n.p.m. Wtedy padła propozycja, aby wjechać skuterami śnieżnymi. Nie musieliśmy więc wchodzić na górę i pozwoliło nam to zaoszczędzić dużo energii. Fajnie było się też odstresować. Musieliśmy się przespać, a w ciągu dnia ciężko się śpi. Na takich wysokościach organizm reaguje różnie – powiedział nasz rozmówca.
W ciągu najbliższych kilku lat Paweł Wojtowicz  z Gęsińca planuje zdobyć Koronę Ziemi
Mroźna i wietrzna noc
Wejście z Prijut na szczyt rozpoczęło się o godz. 23:15. Grupa się podzieliła. Część pojechała do góry ratrakiem kilka godzin później, ale Paweł postanowił wchodzić na nogach. - To była bardzo mroźna i wietrzna noc. Około -8 stopni Celsjusza. Na 5 000 m.n.p.m. zrobiliśmy sobie chwilę przerwy. To końcowe miejsce, do którego dojeżdżają ratraki, więc tam spotkała się cała grupa. Nie mogłem się napić, bo zamarzła mi woda. Zaczęło się robić widno i mieliśmy nadzieję, że wyjdzie słońce – mówił.
Około 200 m wyżej pojawiły się pierwsze problemy. Organizm zaczął mocno odczuwać zmęczenie. Jak tłumaczy Paweł, wspinając się, czuł ogromną senność. Wcześniej jeden z przewodników musiał zejść z kilkoma osobami, które sobie nie poradziły. Był to więc ostatni moment na podjęcie decyzji, bo będąc wyżej, zejść musiałaby już cała grupa.
- Każdy odczuwał już dyskomfort i to było najbardziej męczące. Niektórzy mieli mdłości. Osoby, które pierwszy raz były na takiej wysokości, od początku miały problemy. Pojawiły się też bóle i zawroty głowy. Wchodząc, zaczynasz zasypiać, po czym nagle się budzisz, ale idziesz dalej. Modlisz się tylko, żeby w końcu wyszło słońce. Nie ma gdzie się schronić, a ciągle napiera wiatr. Góra jest bardzo mglista i zdarza się, że ludzie się gubią – wspomina Paweł.
Alpiniści zatrzymali się około 200 m przed szczytem, aby się rozgrzać i napić ciepłej herbaty.
Cały artykuł dostępny jest tutaj

UWAGA!

Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij choragiewka875zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.

Ukryj formularz komentarza

2500 Pozostało znaków


Gravatar
Frank
RE: Wspiął się na najwyższy szczyt Europy
Wazne ze ludzie aktywnie spedzaja czas. W koncu to lepsze jak narzekanie przez tych spedzajacych czas przed tv czy komputerami. Ostatnio czas nie najlepszy ale miejmy nadzieje ze to wnet sie skonczy. Wtedy wszyscy rusza na Mont Everest... Przypominan o dosc wysokich oplatach. Himalaje sie ostatnio cenia.
0
Gravatar
JANUSZ
RE: Wspiął się na najwyższy szczyt Europy
A ja w zeszłym roku zdobyłem Gubałówkę i jakoś cisza !Miały być wywiady, autografy a tu nic ???
0
Gravatar
Górołajza
RE: Wspiął się na najwyższy szczyt Europy
Dwa łatwe szczyty, kolejki, ratraki i korona ziemi w ciągu kilku najbliższych lat? :D Śmiechłem!
0
Gravatar
spajker.
RE: Wspiął się na najwyższy szczyt Europy
trochę wjechali ratrakiem, trochę kolejką linową, trochę skuterem śnieżnym. bagaże nieśli tragarze to nie jest zdobycie góry ale wycieczka w góry.
0

Przeczytaj również