Po śmierci też ktoś musi posprzątać
Pan Robert, nim przekroczy próg pomieszczenia, które trzeba doprowadzić do porządku, zakłada specjalny biały kombinezon, maskę, ochraniacze. Zabiera też ze sobą fachowy sprzęt i preparaty chemiczne, niektóre sprowadzane z Wielkiej Brytanii. Podstawowym urządzeniem w tej pracy jest ozonator oczyszczający, dezynfekujący i odświeżający pomieszczenia. No i lampa ultrafioletowa, radząca sobie z wszelkiego rodzaju bakteriami. - Sprzątam miejsca po zgonach, na przykład takie, gdzie doszło do rozkładu zwłok albo wcześniej rozegrał się dramat, ktoś popełnił morderstwo lub samobójstwo – mówi Robert Bil. Zlecenia są z całej Polski, bo tego typu firm w kraju jest niewiele. Według naszego rozmówcy, około dziesięciu. Po przyjeździe na miejsce trzeba dokonać dezynfekcji wstępnej. Później należy zabezpieczyć wszelkie materiały biologiczne, na przykład ludzką krew. Czasami na ścianach, podłodze, szybach są drobne fragmenty kości, tkanek, mózgu. - Tak jest w przypadku morderstw czy samobójstw z użyciem broni palnej – mówi Pan Robert. - Muszę to wszystko zebrać do specjalnych wiader z przeznaczeniem na materiał biologiczny. Tutaj trzeba mieć wyostrzone oko, żeby jakiegoś fragmentu nie zostawić – kontynuuje. - Później materiałem zajmuje się wyspecjalizowana firma utylizacyjna, z którą współpracuję. A ja przystępuję do kolejnych etapów polegających na dokładnym oczyszczaniu i dezynfekowaniu. Muszę panu powiedzieć, że w mojej pracy, wbrew pozorom, nie widok, lecz zapach jest odstraszający, taki specyficznie „słodki”, nie do opisania. Jak ktoś sobie z tym poradzi, to może pracować. Inaczej nie. Jego intensywność jest uzależniona od tego, jak długo zwłoki przebywają w danym miejscu i jaka jest temperatura. Na potwierdzenie tego pan Robert wspomina wielogodzinne sprzątanie pomieszczenia, w którym zmarł człowiek będący za życia tzw. zbieraczem. - Zwłoki leżały tam długo, około dwóch tygodni. Kiedy zakład pogrzebowy zabrał ciało, przystąpiłem do działania. Zapach był nie do wytrzymania. Wszędzie pełno przedmiotów, które ten człowiek znosił. Ciężko było dotrzeć do miejsca, gdzie zmarł. Ślad po leżących długo zwłokach pozostał. A podłoga była drewniana, więc płyny z postępującego rozkładu ciała wsiąknęły w głąb. W takiej sytuacji należało ją zerwać i bardzo dokładnie zdezynfekować wszystko to, co było pod nią.
Fizyczne i psychiczne obciążenie...
Wykonywanie takiej pracy wymaga dobrej kondycji zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Nasz rozmówca na pytanie, czy, będąc w pomieszczeniach, gdzie dokonywały się morderstwa lub samobójstwa doświadczył zjawisk nadprzyrodzonych, ze spokojem i lekkim uśmiechem odpowiada - Nie, nie, proszę mi wierzyć, że nic takiego mi się nie przytrafiło. W mojej pracy potrzebny jest zdrowy rozsądek, chłodna głowa i umiejętność pewnego wyłączenia się. Gdybym zakładał, że wszyscy zmarli, po których sprzątałem, będą mnie w nocy nawiedzać, to bym zwariował.
Jednak czasami trudno jest całkowicie wyłączyć się psychicznie, ale to bardziej w innym aspekcie. - Sprzątałem miejsce, gdzie czternastoletnia dziewczyna popełniła samobójstwo. Podcięła sobie żyły w wannie. Sama praca nie była skomplikowana i czasochłonna, więc obciążenie fizyczne niezbyt wielkie. Jednak psychiczne tak. Długo myślałem nad tym tragicznym wydarzeniem. Oczywiście, nie widziałem tej młodej osoby, ale jakoś tak nie mogłem sobie tej historii w głowie poukładać. Było ciężko – opowiada Robert Bil.
W kwietniu tego roku nasz rozmówca został wezwany do małej miejscowości pod Opolem. Trzeba było posprzątać po kolejnej tragedii. Tym razem samobójstwo popełnił mężczyzna. Zastrzelił się, używając broni myśliwskiej dużego kalibru. Dokonał tego w salonie. - Proszę mi wierzyć, nie wyglądało to ciekawie. Krew, fragmenty kości i tkanek były dosłownie wszędzie, nawet na wysokim suficie. Sprzątałem jedenaście godzin. A to już wielkie obciążenie fizyczne. Proszę też pamiętać o tym, że przez cały czas pracowałem w kombinezonie, który nie przepuszcza powietrza.
Na koniec pytamy, dlaczego pan Robert wybrał sobie takie zajęcie. W odpowiedzi słyszymy, że wcześniej pracował w tej branży, robił specjalistyczne szkolenia, a teraz ma swoją firmę. Może to kogoś zdziwić, ala jego ten temat interesuje. - Po prostu, ktoś musi też taką pracę wykonywać – kończy.
Artykuł ukazał się w 41 (1129) wydaniu Słowa Regionu.
UWAGA!
Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.
RE: Po śmierci też ktoś musi posprzątać
spajker. powiedziała : jesteś żałosny!RE: Po śmierci też ktoś musi posprzątać
cześ powiedziała : mam przekonanie że po tobie niebawem nawet smród nie pozostanie. będziesz robił za biopaliwo albo za bionawóz. innego zastosowania czesia nie znam a googlowałem cały dzień.RE: Po śmierci też ktoś musi posprzątać
spajker. powiedziała : I tym komentarzem niestety po raz kolejny udowodniłeś że jesteś kompletnym bałwanem! Ile twoja matka musiała śniegu zjeść żeby cię ulepić???Aja
Wez się nie ośmieszaj rynek jest dawno zajęty a firm nie jest 10 tylko 150 minimum;)RE: Po śmierci też ktoś musi posprzątać
handlarze samochodów mają swoje określenie na samochód tzw. "przetopiony". przetopiony samochód to taki, w którym leżały długo zwłoki. ten zapach ludzkich zwłok wsiąka w blachę i niczym tego nie wyczyścisz. samochód nadaje sie do huty. w domu musisz zbić tynki i zerwać podłogę. człowiek ma w przyrodzie spokój. nie atakują go zwierzęta. nie polują na niego. tak śmierdzi dla zwierząt już za życia. prędzej człowiek zje żywego karalucha niż zwierzę człowieka.