Przed wykonaniem badania szpiku kostnego prawdopodobieństwo, że jest to białaczka oceniano na 1%. Choroba jednak zaatakowała i to w najmniej oczekiwanym momencie. Dziś dziecko bierze chemię.
Mała Oliwka w kwietniu będzie obchodziła swoje trzecie urodziny. Byłaby to zapewne najważniejsza data w kalendarzu rodzinnych uroczystości, gdyby nie choroba dziewczynki. - 17 września ubiegłego roku nie mieliśmy żadnych wątpliwości. Badanie szpiku kostnego wykazało, że Oliwka ma białaczkę – powiedziała mama dziewczynki. Choroba pojawiła się nagle. Zaskoczyła rodziców, zaskoczyła dziadków. – U Oliwki wcześniej stwierdzono astmę, ale nic nie wskazywało, że zaatakował ją nowotwór. Zaczęło się tym, że mało robiła siusiu. Pojawiły się bóle. Natychmiast poszliśmy do lekarza. Badanie moczu nic nie wykazało. Oliwka urodziła się z bakterią i myśleliśmy, że jest to nawrót tego zakażenia. Po dwóch dniach pojawiły się bóle nóżek. Z dnia na dzień, dziecko przestało chodzić. Zamiast jeździć na rowerku, co bardzo lubiła, nosiliśmy ją na rękach – wspomina Agnieszka Malotka, mama małej pacjentki. Po dwóch dniach lekarz znowu zbadał Oliwkę, wykonano badania krwi. Jeden z parametrów był przekroczony i dziewczynce przepisano antybiotyk, który miał pomóc. O ile minęły dolegliwości związane z siusianiem, to nogi bolały i samodzielne poruszanie się dziecka było praktycznie niemożliwe. Pojawiła się podwyższona temperatura.
Krwotok
- Pamiętam, to był weekend. W nocy z niedzieli na poniedziałek przebudziłam się o piątej rano, spojrzałam na Oliwkę i przeraziłam się. Oliwka była zakrwawiona. Z noska poszła krew. Umyłam jej twarz. Krwotoku już nie było. Postanowiliśmy razem z mężem, że udamy się do pediatry na prywatną wizytę. Do tej pory, za radą lekarza, właściwie tylko obserwowaliśmy, co z Oliwką się dzieje. A poprawy nie było widać. Bardzo przestraszyliśmy się tym krwotokiem – wspominała mama Oliwki.
Wstępnie zdiagnozowano u dziewczynki zapalenie stawów, ale specjalistyczne badania, przeprowadzone w szpitalu na Brochowie we Wrocławiu, wykluczyły tę chorobę. – Oliwka tydzień leżała w szpitalu. Wykonywano jej różne badania, ale sami widzieliśmy, że poprawy nie ma. Badania wykluczyły boreliozę, nie potwierdziło się zapalenie stawów. USG wykazało wprawdzie powiększenie wątroby, ale lekarze uspokajali nas, że może to być efekt podawanych antybiotyków. Nikt nie sugerował nawet, że może to być białaczka, ale tylko do czasu. Po tygodniu pobytu w szpitalu chcieliśmy wypisać Oliwkę. Skoro nic nie wiadomo, badania nic nie wykazują, to trzeba szukać pomocy gdzieś indziej. I wtedy pani doktor zaprosiła mnie do gabinetu. Powiedziała, że być może jest to białaczka. Usłyszałam, że we wtorek (rozmowa miała miejsce w piątek – red.) Oliwka trafi na oddział hematologii, gdzie pobrany zostanie szpik. Pani doktor powiedziała, że na 1% Oliwka ma białaczkę. Rozpłakałam się – wspomina mama.
Zgodnie z planem punkcję szpiku kostnego wykonano we wtorek, a w środę 17 września rodzice Oliwki dowiedzieli się, że to nowotwór. Badanie wykazało 90% komórek rakotwórczych.
Zaledwie kilkanaście minut opowiadała nam pani Agnieszka o dwóch najważniejszych tygodniach w życiu Oliwki. Tyle bowiem minęło od pierwszych dolegliwości, które nie wskazywały na tak poważną chorobę, do diagnozy o białaczce. Kilkanaście minut, w których usłyszeliśmy o trosce o zdrowie córki, o nadziei i o strachu przed tym najgorszym.
Leczenie onkologiczne
Przez pierwszych osiem dni pobytu na oddziale hematologii Oliwka była przygotowywana do leczenia farmakologicznego. Wdrożono standardowe procedury medyczne stosowane w przypadku zdiagnozowania białaczki. – Na początku, przez 36 dni, były sterydy. Lekarze sprawdzali jak Oliwka reaguje na podawane leki. Wykonano kolejna punkcję szpiku kostnego. Na szczęście leki działały. Ilość komórek rakotwórczych spadała. Z początkowych 90% później było 80%, 70%. Kolejne badania potwierdziły, że sterydy działają i Oliwka trafiła do tzw. standardowej grupy leczenia. (Są jeszcze grupy średnia i podwyższonego ryzyka – poinformowała nas pani Agnieszka.
Los nie oszczędza ani rodziny Oliwki, ani i jej samej. Obecnie choroba wróciła. Kolejne badania wykazały wzrost liczby komórek rakotwórczych, ale na poziomie 2%. – Oliwka dostaje już chemię, różną chemię. Jedną podaje się przez pół godziny, inną przez dwie i pół godziny, a jeszcze inną przez 24 godziny. Na obecnym etapie leczenia co dziesięć dni Oliwka trafia na cztery dni do szpitala i dodatkowo raz w tygodniu jeździmy do Wrocławia na zmianę opatrunku i przepłukanie tzw. centralnego wkłucia. W samochodzie zawsze wożę spakowaną walizkę, żeby móc natychmiast pojechać do lekarza, gdyby pojawiła się gorączka. Od kiedy Oliwka zachorowała, żyjemy na walizkach, albo w drodze do szpitala, albo w drodze ze szpitala – dowiedzieliśmy się od mamy Oliwki.
Dziewczynka dzielnie znosi chorobę. Zdarza się, że jest w złym humorze, jak to dziecko, ale jest pogodna. W lutym skończy się podawanie chemii, którą Oliwka obecnie dostaje. Później będą dwa tygodnie przerwy i kolejna chemia, którą otrzymywała we wrześniu ubiegłego roku, ale bez konieczności leżenia w szpitalu. Poza chemią, podawaną w szpitalu mała Oliwka bierze jeszcze leki na serduszko, jak powiedziała nam mama dziewczynki, oraz chemię doustną. Jest lek, który można kupić w Niemczech, albo we Francji, preparat, którego nie można zastąpić polskim odpowiednikiem. - W Niemczech ten lek kosztuje ok. 150 zł, w przeliczeniu na złotówki, a we Francji 25 zł. Jedno opakowanie wystarcza na 10 dni. Radzimy sobie tak, że prosimy znajomych, którzy akurat jadą do Niemiec, żeby zrealizowali receptę i przysłali lek do Polski. Niestety, nie mamy możliwości sprowadzać go z Francji – usłyszeliśmy od naszej rozmówczyni.
Specyfika choroby nowotworowej sprawia, że odporność organizmu maleje. – Przez co najmniej dwa lata musimy do minimum ograniczyć kontakty Oliwki z innymi ludźmi, z rówieśnikami. Tylko najbliższa rodzina. Jestem z córką 24 godziny na dobę, ale pomagają mi i mąż, i dziadkowie. Nie mogę podjąć żadnej pracy, opiekuję się dzieckiem. Podaję leki, zastępuję jej rówieśników, z którymi córeczka tak lubiła się bawić. Dużo rozmawiamy, również o chorobie. Zdarza się, że Oliwka przytula się do mnie i bawi się moimi włosami. Swoich nie ma, ale tłumaczę jej, że tatuś też nie ma włosów, a ona, jak wyzdrowieje, to będzie miała długie, piękne włosy – ze wzruszeniem mówiła mama Oliwki. - Mniejsza odporność organizmu wywołana chorobą i osłabienie organizmu przez przyjmowaną chemię, mogą doprowadzić do sytuacji, że chemia pokona pacjenta a nie chorobę. A wtedy dzieci odchodzą, jak powiedziała nam mama dziewczynki.
Choroba Oliwki wywróciła do góry nogami życie rodziny Malotków. Nikt jednak nie poddaje się, najbliżsi podporządkowali swoje życie walce małej dziewczynki z białaczką. Można powiedzieć, że Oliwka ma szczęście, że przyszła na świat w tak kochającej się rodzinie, że może liczyć na mamę, tatę, babcię, dziadka i siedmioletniego braciszka, którzy walczą z jej białaczką razem z nią.
Dołącz do licznego już grona ludzi życzliwych Oliwce na jej facebook’owym profilu: OLIWKA WALCZY Z BIAŁACZKĄ.
Oliwka ma również konto imienne w Fundacji „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” z siedzibą we Wrocławiu (numer: 11 1160 2202 0000 0001 0214 2867). Dokonując wpłaty należy wpisać w rubryce tytuł wpłaty: OLIVIA MALOTKA”
UWAGA!
Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.