Czym były Gminne Spółdzielnie kiedyś? Jak wpływały na region? Opowiadamy o działaniu wiązowskiej placówki.
Gminne Spółdzielnie „Samopomoc Chłopska” (potocznie GS) działały w całej Polsce. Wchodziły w skład Powiatowego Związku Gminnych Spółdzielni, ten zaś wojewódzkiego.
W naszym powiecie było ich 7, w Borku Strzelińskim, Borowie, Kondratowicach, Przewornie, Wiązowie, Strzelinie i Białym Kościele. W latach‚ 80 Spółdzielnia w Wiązowie należała do najlepszych w województwie. Choć jeszcze w połowie lat 70. była na przedostatnim miejscu. W 1975r. prezesem Spółdzielni został Stanisław Statkiewicz, obecnie Honorowy Obywatel Miasta i Gminy Wiązów i mieszkaniec Strzelina, który w spółdzielczości przepracował 46 lat. Wiceprezesem d/s Obrotu Rolnego był Józef Smertyka, a d/s Zaopatrzenia Józef Kaczan. Na czele Rady Nadzorczej stał Michał Chodoń.
Ogromne ilości
Spółdzielnia zajmowała się produkcją, handlem i usługami. Jej działalność była naprawdę szeroka, a ilość i zakres przedsięwzięć może zaskoczyć. Tym bardziej, że zarządzało nią zaledwie kilka osób, a w magazynach, poza szczególnymi przypadkami, pracowały dwie osoby przy pracach biurowych i maks. dwie osoby fizycznie. Nie dysponowano również wieloma rozwiązaniami technicznymi, istniejącymi dzisiaj. Spółdzielnia, prowadziła m.in. dom handlowy „Piast” w Wiązowie, 36 sklepów w różnych branżach, 5 magazynów zboża, 2 młyny, stację paliw, restaurację, 5 klubów rolnika, 4 składy sprzedaży artykułów masowych. - Chcieliśmy jak najpełniej wykorzystać potencjał rolnictwa. Koncentrowaliśmy się na dobrym zaopatrzeniu, szerokim skupie i wymiarze finansowym - informuje Stanisław Statkiewicz. - Spółdzielnia była przede wszystkim rynkiem zbytu na wszystko, co rolnik wyprodukował. A, że Wiązów to kolebka wspaniałych przedsięwzięć i zaradnych mieszkańców, korzystali oni ze wszelkich możliwości rozwoju. Sprzedaż zboża odbywała się po kontraktacjach. Skupowaliśmy ogromne ilości, na poziomie 5 000 ton, roślin strączkowych - 60 ton, oleistych - 590 ton, również słomę, rocznie - 317 ton. Innych artykułów nie kontraktowano, ale również bez problemu je skupowaliśmy. W tej chwili jest dzika rozpacz. Rolnicy już od wielu lat nie mają, gdzie sprzedawać owoców, warzyw czy zwierząt, dlatego z tego zrezygnowali i zajmują się tym tylko wyspecjalizowane firmy - dodaje.
Skup zwierząt prowadzono w 4 bazach: Wiązów, Kowalów, Osno i Częstocice. - Rocznie skupowaliśmy 1360 ton żywca rzeźnego, który trafiał później głównie do strzelińskiej rzeźni. To były również duże ilości, na rok: trzody - 560 ton, bydła - 750 ton, cieląt - 45 ton, owiec - 5 ton. Kiedyś było dużo koniny. Sami skupowaliśmy 46 ton rocznie i królików, tu zazwyczaj 10 ton. W sklepach skupowano również jaja - 825 tys. sztuk rocznie. Działały specjalne wagi, które prześwietlały jajo i sprawdzały, czy nie jest zepsute. Spółdzielnia rozprowadzała prosięta i cielęta do dalszego chowu. Pośredniczyła również w rozprowadzaniu sadzeniaków, żeby ziemniak się nie wyrodził - opowiada prezes.
Uczciwe ceny
Spółdzielnia skupowała także warzywa i owoce. Rokrocznie było to 440 ton, nie licząc ziemniaków (2350 ton). Najwięcej po ziemniakach skupowano cebuli - 140 ton, ogórków - 100 ton, kapusty - 78 ton i marchwi 43 ton. Mieszkańcy sprzedawali również buraczki, pomidory i kalafiory. - W sezonie punkt czynny był od 4.30. do 21.00, a dziennie przychodziło od 50 do 100 osób, nie tylko z gminy Wiązów, ale również ościennych. Większość to były osoby, które chciały dorobić i sprzedawały po kilkanaście kilogramów. Skupem zajmował się pan Urbański, który był znany w całym województwie. Był osobą uczciwą i dawał dobre ceny. W sezonie ogrodnicy dobrze zarabiali, a pieniądze od razu wypłacano - wyjaśnia nasz rozmówca. - Wiele z kupionych produktów wracało do naszych sklepów.
Działacz w każdej wsi
Działania spółdzielni były przemyślane i zgrane. - Spółdzielnia była jak jedna wielka rodzina i nic nie szło na żywioł. Zgłębialiśmy i odpowiadaliśmy tylko na prawdziwe problemy i potrzeby mieszkańców wsi. Nie tworzyliśmy niczego na siłę. W każdej wsi działały osoby, które były łącznikiem między spółdzielnią a rolnikami. Taką funkcję pełnił, m.in. Jan Kobel, Jan Herba, Florian Bator, Piotr Bronicki, Tadeusz Cisowski, Barbara Osych, Michał Grzybek, Paweł Wojdyło, Franciszek Stefanko czy Mieczysław Tomaś.
Co roku organizowaliśmy też zebrania wiejskie. Największym błędem po 1989r. była totalna niechęć do Spółdzielczości rolniczej i jej likwidacja. Największymi oponentami byli ludzie, którzy nie znali się na tej problematyce. Nie mogę zrozumieć, jak można było...
Więcej w wydaniu papierowym.
UWAGA!
Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.
RE: Zlikwidowane decyzją kilku posłów
zpt powiedziała : z tą ironią nie wyszedło ci tak całkiem dobrze.RE: Zlikwidowane decyzją kilku posłów
"wyszłeś" i "poszłeś" Spajker sobie w siną dalRE: Zlikwidowane decyzją kilku posłów
cześ powiedziała : ładnie wyszłeś na tym czarno-białym zdjęciu, ta w klatce to maria2 marzena czy twoja rodzicielka?do Spajkera
Spajker - skończ pierdolić mendo!RE: Zlikwidowane decyzją kilku posłów
tam gdzie polityka pcha się do biznesu tym gorzej dla biznesu. najpierw w 1945 roku bitwa o handel. handel miał być państwowy a nie prywatny. klientowi było wszystko jedno czy kupi w sklepie państwowym czy w prywatnym ale politykom już nie. później była dyktatura prl, obowiązkowe dostawy, stałe ceny skupu płodów rolnych tak ku ochronie rolnika i konsumenta. źle, rolnicy chcieli wolnego rynku bo krwiopijczy prl kazał im produkować i kazał sobie sprzedać całą produkcję a przecież każdy wie że gdyby nie prl to każdy rolnik miałby już trump-tower. w 1989 polityka się zmieniła. co państwowe to złe tak bez oceny sprawności działania, ekonomicznej efektywności. owszem pgry i inne spółdzielni e działały bo otrzymywały dotacje niezależenie od strat le nowa polityka nie pozwoliła pgrom i spółdzielni om umrzeć śmiercią naturalną- ekonomiczną tylko przepisami dobiły wszytsko, nawet to co sprawnie działało. rolnicy zostali uwolnieni z terroru prl, już nie mieli obowiązku dostaw, już nie mieli stałych cen skupu. teraz kwiczą bo ceny rynkowe są niższe od dawnych cen skupu, bo nie mają gwarancji tego że ktoś od nich ich gnioty kupi. rolnicy chcą cen gwarantowanych, chcą obowiązku państwa do skupienie tego co rolnikowi wyrośnie. polityka się zmienia w 2004 roku. unia i problem nadprodukcji. za dużo produkcji rolnej w unii i unia rozdaje pieniądze za bezczynność i chłoszcze karami za nadprodukcję. rolnicy dostają pieniądze za bezczynność a satelita sprawdza czy aby jakiś nadgorliwy rolnik nie ma o 1 kury za dużo. im dalej polityka wkracza w biznes tym durniej. masło jest droższe od ośmiorniczek, chłopi żyją z dotacji za zaniechanie produkcji, na wioskach dacze letników zamiast gospodarstw rolnych. polityka rozważa teraz reaktywację pgrów. im dalej tym durniej.