Anna Flis jest podleśniczyną w Krzywinie
Co czwarty pracownik Lasów Państwowych to kobieta, jednak tylko ¼ z nich pracuje w terenie. W Nadleśnictwie Henryków na stanowisku podleśniczego zatrudnione są dwie panie. Obie na terenie naszego powiatu. Jak więc wygląda zawód leśnika z bardziej… kobiecej strony?
Anna Flis jest podleśniczyną w Krzywinie, a Monika Rakus-Szczerban pracuje w Sarbach. – Według mnie dziś w leśnictwie nie ma już podziału na męskie i damskie stanowiska – uważa Anna Flis, podleśniczy z Krzywiny. – Może kiedyś, zaraz po wojnie, kiedy powszechne było kłusownictwo, to był niebezpieczny zawód. Dziś się to zmieniło. Nie wykonujemy też bardzo ciężkich prac, chociaż jest dużo pracy fizycznej. Czasami wracam zmęczona, ubabrana w błocie, brudna, spocona, umazana farbą... To może być dla kobiet jakaś trudność, ale obiektywnie patrząc, nie ma żadnych przeszkód, żeby kobiety pracowały na stanowisku leśniczego czy podleśniczego. Powiem więcej, moim zdaniem, praca w biurze jest dużo bardziej obciążająca psychicznie niż praca terenowa – dodaje nasza rozmówczyni.
Ubłocone auto. Na tylnym siedzeniu dwa dziecięce foteliki, pomiędzy siedzeniami prawdziwy miszmasz – ulubiona książka i książeczki dla dzieci, pułapki feromonowe na korniki, pudełko z drugim śniadaniem, gruby notes, płaszcz przeciwdeszczowy i kalosze. Pod ręką nóż i… podkład w tubce, żeby poprawić makijaż. Właśnie tak wygląda mobilne biuro pani Ani. – Bardzo dużo czasu spędzam w samochodzie, bo nasze leśnictwo jest szerokie. Zdarza się, że robię 100 km dziennie. Próbowałam brać sobie rower do pracy, ale wytrzymałam tylko tydzień (śmiech). Teren jest zbyt pagórkowaty, a poza tym najczęściej muszę bardzo szybko przejechać z jednego miejsca lasu w drugie, więc rower nie zdał egzaminu – opowiada pani Ania. Mobilne biuro pani Ani w samochodzie. Pod ręką notes i trochę elektroniki, choć  z zasięgiem w lesie bywa trudno

Leśnik – pan w mundurze, z wąsem?
Historia pani Ani z leśnictwem zaczęła się w szkole średniej i w… województwie zachodniopomorskim. – Mieszkałam na wsi, bardzo daleko stąd, nad jeziorem Miedwie, które jest między Stargardem Szczecińskim a Szczecinem – kontynuuje swoją opowieść pani Ania. – To taka malutka wioska rybacka, która nie miała nawet 100 mieszkańców. Wokół było zielono. Jest tam park, są zadrzewienia. Co ciekawe, w życiu nie widziałam leśnika, ewentualnie Straż Leśną. Chodziłam do ogólniaka, nie skończyłam technikum leśnego, ale chciałam mieć praktyczny zawód, taki fach w ręku i pracę po studiach, aby się usamodzielnić. Siedząc w czytelni, przeglądałam gazetę „Perspektywy” w której były opisane różne zawody, i tak trafiłam na leśnika – pana w mundurze, z wąsem. Poczytałam, co robi i pomyślałam: ciekawa sprawa. Sprawdziłam, jakie są uczelnie leśne i zdecydowałam się na studia w Poznaniu, bo mam tam rodzinę – dodaje.
Na ten temat pisaliśmy w 46 (1134) wydaniu papierowym Słowa Regionu.  Cały wywiad przeczytasz również na portalu egazety.pleprasa.pl, a także e-kiosk.pl

UWAGA!

Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.

Ukryj formularz komentarza

2500 Pozostało znaków


Przeczytaj także