W tamtych czasach grało się naprawdę fair play
W którym roku przyjechał Pan do gminy Przeworno?
- W 1945 roku. Miałem wtedy 12 lat. Początkowo mieszkałem w Samborowiczkach. Wtedy jeszcze byli tu Niemcy i z nimi mieszkaliśmy. Relacje z nimi były bardzo dobre. Dopiero później wywieźli ich na zachód.
W Przewornie zamieszkałem po ślubie z moją żoną w 1957 roku.
W jakim wieku zaczął Pan grać w piłkę nożną?
- Chodziłem do technikum ekonomicznego w Koszalinie. Tam też mieszkałem u wujka. Zacząłem trenować piłkę nożną w Gwardii Koszalińskiej. Tu mnie nauczyli wszystkiego, zwłaszcza łapania piłki. Byłem bramkarzem i grałem w Koszalinie w II lidze.
Pamiętam, jak kiedyś graliśmy z drużyną Gwardii mecz. Nagle w przerwie patrzę, a tu biegną do mnie dwaj żołnierze. Zastanawiałem się, o co chodzi. Potem okazało się, że to moi koledzy z Samborowiczek, którzy odbywali w Koszalinie służbę wojskową. Co to była za radość?!
W którym roku dołączył Pan do Ogniska Przeworno?
- W 1953 roku. Pierwszym bramkarzem Ogniska był Stefan Gałązka. Potem Mieczysław Szczepanik, który doznał kontuzji. Pobili go na jakiejś zabawie i nie mógł grać. Przyszli do mnie, abym za niego stanął na bramce. Zgodziłem się. Pamiętam, że pierwszy mecz grałem w Przewornie z Henrykowem. Wtedy grał m.in.: Kosmala, Drelichowski, Zygfryd Smoleń, czyli sami starsi panowie. Ja przy nich byłem młodym chłopakiem, miałem wtedy około 20 lat. Ja im pokazałem, jak się łapie piłkę. Od tego czasu już na stałem grałem w Ognisku.
W drużynie byli wtedy jeszcze Edek Litwin, Kaziu Szałagan, Kaziu Krzemieniecki, Edziu Szuba, Mietek Barabach, Józek Barabach, Kasprzyk z Cierpic, Kaziu Nahajło z Karnkowa. To była bardzo dobra drużyna. Czas ten wspominam bardzo miło.
Jacyś zawodnicy pierwszej drużyny byli szczególni?
- W pierwszej drużynie Ogniska było podobno dwóch ubeków - dodaje Aleksandra Litwin, żona Pana Bronisława. - Oni przyjechali tutaj na poniemieckie szabry. Długo tu nie mieszkali, wyjechali jeszcze w latach 50. Na początku Urząd Bezpieczeństwa mieścił się na obecnej plebanii. Kiedyś sama widziałam, jak wspomniani panowie prowadzili Niemca wzdłuż ul. Ziębickiej. Pamiętam, że był wtedy śnieg i roztopy. Ten Niemiec szedł niepewnym krokiem, był zakrwawiony. Do dziś mam ten obraz przed oczami. Uważam, że takimi ludźmi powinien zająć się IPN.
Więcej w wydaniu papierowym...
UWAGA!
Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.