Magdalena Puziewicz-Karpiak podjęła się trudnego zadania uratowania szpitala
Magdalena Puziewicz-Karpiak podjęła się trudnego zadania uratowania szpitala
Patrząc jedynie na wynik finansowy, to na minusie. Nici wyszły z restrukturyzacji, fiaskiem zakończyło się poszukiwanie dzierżawcy. Od niedawna spółka ma nową prezes. Czy Magdalena Puziewicz-Karpiak okaże się lekiem na schorowany szpital?
Jest Pani szóstą osobą na stanowisku prezesa zarządu SCM. Jest Pani spoza naszego regionu. Proszę powiedzieć kilka słów o sobie, żeby czytelnicy poznali Panią.
- Urodziłam się we Wrocławiu, w lekarskiej rodzinie. Na to, jaka jestem, miały wpływ cechy obojga rodziców. Po pochodzącej ze Lwowa mamie odziedziczyłam szacunek do ludzi oraz nieco szaleństwa, tata urodzony w rodzinie pielęgnującej góralskie tradycje sprawił, że, mimo wszystko, twardo stąpam po ziemi. To ostatnie sprawiło, że w połowie lat dziewięćdziesiątych zrezygnowałam z pracy na ówczesnej wrocławskiej Akademii Medycznej i zdecydowałam się zatrudnić w zagranicznej firmie medycznej. W tym sektorze pełniłam kolejne funkcje, poznając m.in. zagadnienia związane z ekonomiką opieki zdrowotnej oraz piastowałam pierwsze stanowiska kierownicze. Jako wiceprezes Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego, reprezentowałam interesy zrzeszonych w nim pracodawców wobec organów władzy i administracji państwowej oraz organów samorządu terytorialnego. Uczestniczyłam w projektach zajmujących się kształtowaniem ustawodawstwa dotyczącego interesów pracodawców.
Ostatnich pięć lat zajmowałam się organizacją i zarządzaniem w szpitalu niepublicznym. Kiedy tam rozpoczynałam pracę, znajomi łapali się za głowy i mówili, że to stracony czas. Dzisiaj pacjenci mówią, że to szpital w Leśnej Górze . Ja mówię, że tak powinna wyglądać normalność. Bo ta normalność to wypadkowa kompetencji i uprzejmości.
Czy to aż tyle?

Dlaczego zdecydowała się Pani podjąć pracę w SCM?
- Bo uważam, że małe powiatowe szpitale w dzisiejszych czasach powinny zabezpieczać osoby mieszkające poza dużymi miastami, gdzie dostępność do specjalisty w wielu obszarach medycyny jest utrudniona. Wielogodzinne wyczekiwanie na SOR-ach jest koniecznością .
Mieszkańcy mniejszych miejscowości powinni czuć się bezpiecznie na swoim terenie. A będzie tak wtedy, kiedy szpital będzie zabezpieczał pacjentów w razie potrzeby. Niewątpliwie naprawa SCM to wyzwanie, ale ujęli mnie ludzie, ich wiara i nadzieja, że szpital będzie funkcjonował. Ofiarność i pomoc władz, zarówno starostwa, pani burmistrz (Strzelina - red.), jak również wielu mieszkańców wspierających SCM i mnie w pracach na terenie szpitala pozytywnie mnie zaskoczyły.
Jestem po rozmowach z powstałą tu wcześniej dla ratowania szpitala Grupą Inicjatywną. To jest przysłowiowy wiatr w żagle. Tu się chce pracować
CZYTAJ ten wywiad w całości. Dostępny tutaj

UWAGA!

Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij choragiewka875zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.

Ukryj formularz komentarza

2500 Pozostało znaków


Gravatar
spajker
RE: Jak daleko strzelińskiemu szpitalowi do Leśnej Góry?
a ja pracuję aby coś zarobić. jak ta góralka chwyci to rozmemłane towarzystwo szpitalne i starostwo za twarz to może coś dobrego z tego wyjdzie. ten mydłek poprzednik to może traktorem po pęgowie jeździć od providenta do lombardu.
0

Przeczytaj także