O tym, dlaczego warto pomagać społeczeństwom państw rozwijających się i czy Polska faktycznie jest zamożnym państwem, rozmawiają dr Oskar Chmiel z CASE-Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych i dr Katarzyna Zalas-Kamińska z Instytutu Politologii Uniwersytetu Wrocławskiego.
K: - Wojna w Ukrainie, ale też sytuacja w Gazie, wcześniej w Syrii i wielu innych miejscach na świecie „przywołały” temat wzajemnej pomocy między państwami. Oboje wiemy, że takie działania prowadzone są od lat, teraz po prostu więcej i częściej się o nich mówi. Z czego to wynika? Na ile kwestie pomocy społeczeństwom innych państw mogą mieć znaczenie dla naszego życia tu i teraz?
O: - Zacznijmy od tego, że dziś częściej mówimy o współpracy z innymi państwami, aniżeli o pomocy. W ten sposób podkreśla się to, że ze współpracy między państwami korzyści czerpane są obopólnie. Mówimy zatem o partnerstwie państw, które znalazły się w potrzebie z tymi, które mogą je wesprzeć. Najczęściej chodzi tu o sytuację, w której państwa potrzebujące wsparcia są też mniej zaawansowane pod względem rozwoju społeczno-gospodarczego. Aby radzić sobie lepiej z wyzwaniami rozwojowymi, otrzymują one więc wsparcie od państw zamożniejszych i wówczas nazywamy to właśnie współpracą rozwojową. Natomiast gdy chodzi o niesienie pomocy natychmiastowej, np. w konfliktach zbrojnych lub klęskach żywiołowych, to wtedy najczęściej mówimy o pomocy humanitarnej.
Żeby przyjrzeć się bliżej zagadnieniu pomagania społeczeństwom innych państw, spójrzmy na przykłady, które wymieniłaś w swoim pytaniu. One mają bardziej regionalny wymiar, więc dodałbym jeszcze do nich wyzwania o wymiarze globalnym, jak chociażby pandemia Covid-19. Następnie spróbujmy wyobrazić sobie, jak wyglądałby świat, gdyby wsparcia innych państw po prostu w tych przypadkach nie było – zwłaszcza gdy myślimy o współpracy między państwami zamożniejszymi i uboższymi. Dojdziemy wówczas do wniosku, że w nasze otoczenie wkradłoby się jeszcze więcej niestabilności i niebezpieczeństw, ostatecznie dotykających również nas samych. A zapewniam, że przykładów takich sytuacji jest znacznie więcej!
- Wśród bogatych zachodnich społeczeństw pojawiają się głosy o konieczności redukcji działań pomocowych na rzecz koncentrowania się na wspieraniu „swoich” obywateli w myśl zasady, że każdy troszczy się o siebie i państwo powinno iść tą samą drogą. Ale to przecież nie jest tak, że tylko państwa prowadzą działania pomocowe i humanitarne. Wiele trudnych wydarzeń dziejących się w odległych miejscach na świecie, ale też w bliskiej odległości od Polski (tu mam znów na myśli Ukrainę), spowodowało, że w akcje wsparcia włączały się też inne podmioty, w tym zwykli obywatele. Czy to znów jest tak, że jesteśmy podzieleni i z czego ten podział wynika?
- Myślę, że w coraz bardziej wymagających czasach wizja tego, że koncentrujemy się tylko na samych sobie, może być dla wielu atrakcyjna i nie powinno to nikogo zaskakiwać, że zyskuje posłuch nawet w bogatszych społeczeństwach – w tym w naszym. Jednocześnie trzeba jednak przyznać, że jest to rozwiązanie krótkoterminowe i przede wszystkim motywowane bieżącą sytuacją polityczną. W dłuższej perspektywie takie podejście może przynieść więcej szkód niż pożytku. Wspomniałem już o tym, że w dzisiejszym świecie mierzymy się z wieloma wyzwaniami o charakterze globalnym, tj. takimi, które przekraczają granice państw i regionów. Nawet jeśli dzisiaj nie borykamy się bezpośrednio z ich skutkami, to często jest tylko kwestią czasu, by tak się stało. Mam tu na myśli chociażby kwestię radzenia sobie ze zmianami klimatycznymi, pandemiami, czy rozlewającej się niestabilności politycznej i gospodarczej. Często lepiej jest te problemy rozwiązywać we współpracy z innymi partnerami, jeszcze wtedy, gdy nie rozwinęły się na dobre, niż czekając na to, aż ich konsekwencje zaczną trapić i nasze społeczeństwo. A przecież pomaganie innym jest ważne nie tylko ze względu na nasz własny interes. Nawet nie wspomniałem jeszcze przecież o szalenie ważnych argumentach moralnych na rzecz międzynarodowej solidarności, ale nie robiłem tego tylko dlatego, że uważam, iż są one nadal oczywiste i naturalne dla ogromnej części z nas.
- Wiele państw, trochę idąc śladami polityki Donalda Trumpa, traktującego pomoc innym w kategoriach biznesowych, ogranicza wydatki na pomoc rozwojową. Czym to grozi, również z perspektywy przeciętnego obywatela? I czy to, że nasze państwo pomaga innemu państwu w naszym imieniu, nie przyczynia się do realizacji naszych interesów, nawet jeśli w realizacji tych działań podkreśla, że robi to również w ramach międzynarodowej solidarności?
- Podejście biznesowe do współpracy rozwojowej zasadniczo nie jest niczym nowym. Różnica między przeszłością a teraźniejszością w dużej mierze polega na bardziej otwartym komunikowaniu oczekiwań przez państwa inwestujące w rozwój państw partnerskich. Sądzę, że paradoksalnie może to przynieść wiele korzyści: od większego upodmiotowienia w tej współpracy państw słabiej rozwiniętych i umocowania ich pozycji równoprawnych partnerów, po zmobilizowanie większych środków poprzez szersze zaangażowanie biznesu w te działania.
Pytałaś jednak o zagrożenia z tym związane, więc już i o nich mówię. Przede wszystkim, takie podejście może ograniczyć i tak już niedostateczne środki na rzecz państw i regionów najsłabiej rozwiniętych i tych, gdzie sytuacja jest najtrudniejsza. Biznes w głównej mierze kieruje się możliwością osiągnięcia wymiernych zysków i zwrotu z inwestycji. Przedsięwzięcia takie mają swoje wymagania odnośnie tego, czy warto się w nie angażować, oraz tego, czy ryzyko z tym związane nie jest zbyt duże. I chociaż to wszystko jest rozsądne, to jednak może sprawić, że - podążając za tą logiką - środki przeznaczane na współpracę rozwojową skoncentrują się na państwach bardziej zaawansowanych i stabilniejszych - tam gdzie zyski są pewniejsze - ostatecznie coraz bardziej zostawiając w tyle państwa w najtrudniejszym położeniu. To z kolei oznacza mijanie się z nadrzędnym celem współpracy rozwojowej, jakim jest walka z ubóstwem i wspieranie rozwoju społeczno-gospodarczego w państwach słabiej rozwiniętych. Jak już wspomniałem, taka sytuacja wiąże się też z ryzykiem dla nas samych, ponieważ wówczas współpraca rozwojowa bardziej skoncentruje się na przynoszeniu wymiernych korzyści gospodarczych, niż na przyczynianiu się do kształtowania bardziej stabilnego środowiska międzynarodowego.
- Na zakończenie jeszcze jedno, miejmy nadzieję, że skłaniające do refleksji, pytanie. Czy Polska naprawdę jest tak zamożnym państwem, jak można przeczytać i usłyszeć?
- W wielkim skrócie, powiedziałbym, że tak - Polska dziś jest w gronie zamożnych, najlepiej rozwiniętych państw świata i staje się coraz bogatsza. Niemniej to jest bardzo dobre pytanie i wbrew pozorom odpowiedź nie jest łatwa, ponieważ ostatecznie zamożność ocenia się w porównaniu do innych. Zakładam, że w kontekście naszej rozmowy chodzi w nim także o to, aby wskazać, czy uważamy, że Polska jest dostatecznie zamożna, by wspierać słabiej rozwinięte kraje. Zacznijmy więc od tego, co wiemy o tym, co myślą na ten temat sami Polacy - większość z nas jest zdania, że Polska powinna wspierać rozwój krajów słabiej rozwiniętych, choć ostatnio można zauważyć, że to poparcie dla pomagania innym słabnie.
Wracając do sedna Twojego pytania: jeśli spojrzymy na Polskę w porównaniu do innych państw świata, to na ich tle bez wątpienia jesteśmy zamożnym oraz wysoko rozwiniętym państwem i społeczeństwem. Natomiast mam wrażenie, że ta globalna perspektywa nieczęsto nam towarzyszy, gdy zadajemy sobie to pytanie, bo zwykle porównujemy się do państw zachodnich. W przypadku wielu z nich - mimo że konsekwentnie skracamy dystans - nadal istnieją znaczne różnice i to może wpływać na to, jak sami postrzegamy naszą aktualną pozycję. Oczywiście do tego mamy jeszcze do czynienia z piętrzącymi się szczególnie w ostatnich latach trudnościami, takimi jak chociażby szybko wzrastające koszty życia, które mogą powodować, że coraz więcej osób w naszym społeczeństwie może nie podzielać tego wrażenia o zamożności, którą widać na poziomie ogólnym, w statystykach, a w szczególności w porównaniu do sytuacji panującej w większości innych państw świata.
Właśnie dlatego tak ważna jest edukacja globalna. Uważam, że to istotne, abyśmy mieli świadomość sytuacji w różnych miejscach na świecie - nie tylko po to, żebyśmy byli świadomi globalnych wyzwań, które dotyczą nas wszystkich, ale też istniejących współzależności i własnej pozycji w świecie oraz odpowiedzialności, która się z nią wiąże. Pamiętajmy, że z większym bogactwem i silniejszą pozycją wiąże się zazwyczaj większa odpowiedzialność i nie wynika to jedynie z argumentów moralnych, ale również z naszych zobowiązań związanych z członkostwem w różnych organizacjach międzynarodowych. Na zakończenie dodam jeszcze, abyśmy nie zapominali też o tym, że Polska nie byłaby dziś tym zamożnym państwem, gdyby nie ogromne wsparcie i inwestycje, które otrzymywała od innych państw.
- Miało być ostatnie, ale będzie jeszcze jedno. Czy Polska, choć to może zabrzmieć nieco wyniośle, może odegrać teraz jakąś wyjątkową rolę w polityce międzynarodowej? Jak zauważyłeś, sami otrzymaliśmy kiedyś dużo pomocy z zagranicy, wiemy, jak ciężko pracowaliśmy na swoją pozycję - zwłaszcza gospodarczą - w świecie. Kiedy uchodźcy z Ukrainy uciekali przed wojną, udzieliliśmy im dużego wsparcia, pokazując solidarność. Czy to może dać nam jakąś szansę, nie tyle do zbierania orderów, ale do wkładu w to, by świat był dla nas wszystkim lepszym i bezpieczniejszym miejscem?
- Odpowiem na to pytanie nieco przewrotnie: chciałbym, żeby rola, którą Polska będzie odgrywać w polityce międzynarodowej, była pozytywna, ale nie wyjątkowa. Mówię tak, ponieważ mam nadzieję, że w przyszłości generalnie państwa zamożne - w tym Polska - będą więcej niż dotychczas inwestować w radzenie sobie ze wspólnymi, globalnymi wyzwaniami i że nie będzie to niczym wyjątkowym, tylko normalnym.
Jeśli chodzi zaś o szczególną rolę, którą Polska teraz może pełnić, to powiedziałbym, że w naszym żywotnym interesie jest podejmowanie działań na rzecz stabilnego, bezpiecznego świata, nawet wtedy, gdy inne państwa zmniejszają swoje budżety na współpracę rozwojową i pomoc humanitarną. Historia uczy nas, że o ile mocarstwa i państwa zachodnie w niespokojnych czasach ostatecznie sobie jakoś radzą (choć i one ponoszą tego znaczne koszty), to państwa znajdujące się w trudniejszym, bardziej peryferyjnym położeniu geograficznym - czyli takie, jak nasze - mogą wiele stracić, ponieważ częstokroć okazuje się, że są bardziej wyeksponowane na zagrożenia, wynikające ze skutków niestabilności rozlewającej się w ich otoczeniu. Proszę zwrócić uwagę, że ostatnio dużo rozmawiamy o inwestowaniu w zbrojenia - i słusznie - ale nie powinniśmy zapominać, że w stabilniejszym i bezpieczniejszym świecie zmniejsza się prawdopodobieństwo konieczności ich użycia. Nie wspominając już nawet o kluczowym znaczeniu pokoju dla pomyślności gospodarczej. Inwestujmy zatem i w jedno, i w drugie, a nie w jedno kosztem jednego.
Niniejsza publikacja jest finansowana przez Unię Europejską. Za jej treść odpowiadają wyłącznie autorzy i niekoniecznie odzwierciedla ona poglądy Unii Europejskiej.
UWAGA!
Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij