To była zupełnie inna szkoła…
Zakończył się rok szkolny. To doskonała okazja, by porozmawiać z osoboami, które o szkole mogą opowiedzieć wiele ciekawych rzeczy. Panią Wiesławę Jaskulską zna każdy absolwent Szkoły Podstawowej nr 4 w Strzelinie. Przez trzydzieści jeden lat pracy miała kontakt z tysiącem uczniów. Swoją pracę jako młoda nauczycielka plastyki i techniki zaczynała jednak w nieistniejącej już dziś Szkole Podstawowej w Karszowie. Pracowała także jako wychowawca w Domu Dziecka w Górcu. Od 1999 roku przebywa na emeryturze, a z okazji zakończenia roku szkolnego podzieliła się z nami swoimi zawodowymi wspomnieniami.
Zacznijmy więc od początku, czyli pracy w wiejskiej szkole, która wiązała się z dodatkowymi profitami, które – zwłaszcza w tamtych, trudnych czasach – były niezwykle miłe. – Na wiosce nauczycieli bardzo szanowano – zaczyna opowiadać pani Wiesia. – Koło szkoły mieszkała pani Leśniańska. Jak była jakaś dłuższa rada pedagogiczna, to ona nas zawsze zapraszała na obiad do siebie. Nigdy żadnych pieniędzy nie chciała, wspaniała kobieta. Ojciec Stasia Litwina z Karszowa zawsze mi z kolei proponował: a to kurkę pani sprzedam, bo to tak nie było łatwo dostępne, a oni mieli. Ja mówiłam: może mi pan sprzedać, ale obraną. Płaciłam mu zawsze, ale kiedyś świnię zabił i przyniósł mi jakąś kiełbasę, kawałek mięcha i mówi, że mi to daje. Ja mówię, że nie mogę wziąć. Oddałam więc to Stasiowi, mówię: tato nie chciał pieniędzy, to ja nie chce mięsa. No i pan Litwin przyjechał z tym wszystkim, nalegał żebym przyjęła, nasz kierownik szkoły też mówił: pani, on zabił całą świnię, a ten kawałek mięsa co pani dał, to weź… i tak mnie obaj przekonali – wspomina z uśmiechem pani Wiesława.
Dzieci mieszkające na wsi pracowały także z rodzicami w polu. Czasem odbywało się to kosztem zajęć szkolnych, ale nauczyciele z wyrozumiałością podchodzili do tych uczniów, którzy angażowali się w prace na gospodarstwie. W latach ’70 Szkoła Podstawowa w Karszowie została zlikwidowana, a pani Wiesława zaczęła pracę w Szkole Podstawowej nr 4 w Strzelinie, gdzie pracowała nieprzerwanie do emerytury. Jak podkreśla nasza rozmówczyni bardzo ważny był zawsze kontakt z rodziną ucznia, a nauczyciele interesowali się dzieckiem nie tylko w szkole, ale także poza nią. – Jednego razu prawie nikt nie przyszedł do mnie na wywiadówkę – wspomina pani Wiesława. Wzięłam więc dziennik i zaczęłam jeździć po tych rodzicach. Pukałam do drzwi i mówiłam: dziś nie była pani u mnie na wywiadówce, to ja jestem u pani. Zmieszanie jak diabli, zamieniliśmy kilka słów, dałam jakąś kartkę i następny adres. Na drugi raz jak była wywiadówka, to już miałam komplet rodziców – dodaje ze śmiechem nasza rozmówczyni.
Na ten temat pisaliśmy w 25 (1113) wydaniu papierowym Słowa Regionu. Cały artykuł przeczytasz również na portalu egazety.pl, eprasa.pl, a także e-kiosk.pl
UWAGA!
Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.
RE: To była zupełnie inna szkoła…
FF powiedziała : Tak samo by robili jakby mieli smartfony, fejsbuki i inne instagramy, tik toki!!! Wystarczy zobaczyć kiedy do Polski weszły smartfony od tego momentu zaczęła się równia pochyła w dół młodzieży!RE: To była zupełnie inna szkoła…
To było inne wychowanie i inni ludzie. Teraz na zdjęciach dziewczyny pozują z wypiętymi tyłkami do obiektywu a chłopcy w postawie zaawansowanego stadium heinego medina...