Pieszo do grobu św. Jakuba
Ksiądz Mariusz Dębski od 2020 roku jest proboszczem parafii pw. Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej w Witowicach. Wcześniej przez kilka lat pracował w Peru. Pragnienie wyjazdu na misję zrodziło się podczas pieszej pielgrzymki do grobu św. Jakuba w Santiago de Compostela, w którą ks. Mariusz wyruszył w piątą rocznicę swoich święceń kapłańskich. - Chciałem doświadczyć czegoś nowego - wspomina. - Słyszałem, że jest coś takiego jak Santiago de Compostela, że jest taka pielgrzymka i trasa Camino de Santiago. W międzyczasie dostałem w ręce książkę Paulo Coelho “Pielgrzym”. Kołatała we mnie myśl, aby na taką pielgrzymkę wyruszyć. Tym bardziej, że z pielgrzymowaniem byłem zawsze mocno związany. Będąc księdzem, prowadziłem nawet jedną z grup do Częstochowy. Chciałem jednak ciągle czegoś więcej, iść dalej i w piątą rocznicę mojego bycia księdzem postanowiłem pójść do Santiago. Udało się jeszcze zebrać grupkę młodzieży i w czwórkę wybraliśmy się na pielgrzymkę do Santiago de Compostela - dodaje ks. Mariusz.
Po raz pierwszy do Santiago de Compostela ks. Mariusz dotarł w 2007 roku. Szedł wówczas najpopularniejszą francuską trasą, która rozpoczyna się w Saint Jean Pied de Port, górskiej miejscowości po francuskiej stronie Pirenejów. Trasa ma około 800 km długości i wiedzie głównie po terenach północnej Hiszpanii. - To było moje pierwsze i najmocniejsze spotkanie z Camino de Santiago, które wywarło mocny wpływ na moje życie - podkreśla ks. Mariusz. - Podczas tej pielgrzymki, mam nadzieję, że z natchnienia Ducha Św., pojawiło się w mojej głowie dużo nowych pomysłów. W kolejnym roku pieszo pielgrzymowałem z Trzebnicy do Rzymu, co bez dwóch zdań było pokłosiem tego pierwszego pielgrzymowania. W międzyczasie pojawiała się myśl, aby gdzieś na dłużej wyjechać i w świecie realizować swoje powołanie. Pomysł wyjazdu na misje narodził się właśnie podczas Camino de Santiago - dodaje nasz rozmówca.
Powrót na Camino
Na pielgrzymkowy szlak do Santiago de Compostela ks. Mariusz wracał kilkakrotnie, pokonując kolejne trasy, których do wyboru pielgrzymi mają naprawdę sporo. W lipcu tego roku ks. Mariusz przeszedł ponad 300-kilometrowy fragment tzw. Drogi Francuskiej. - Ktoś mi kiedyś powiedział, że z Santiago jest tak, że jak ktoś pójdzie raz, złapie tego bakcyla i poczuje, że to jest jego, to będzie wracał. Kiedy? Przychodzi moment, że człowiek wie, że musi albo pewne rzeczy podsumować, albo po prostu potrzebuje takiego czasu. Tak właśnie było w moim życiu. Rzeczywiście kilka razy wracałem na Camino i trochę tych dróg udało mi się przedeptać. Ten szlak jest mi bliski - mówi z uśmiechem ks. Mariusz.
Na ten temat pisaliśmy w 35 (1173) wydaniu papierowym Słowa Regionu. Cały artykuł przeczytasz również na portalu egazety.pl, eprasa.pl, a także e-kiosk.pl
UWAGA!
Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.
RE: Pieszo do grobu św. Jakuba
Spajker. powiedziała : Żal ci że ktoś potrafi zrobić lepszy interes od ciebie? Jest popyt to i jest podaż! Czego nie rozumiesz? Baranie!RE: Pieszo do grobu św. Jakuba
pięćzłoty powiedziała : Jest dobry numer W latach osiemdziesiątyc h wycieczki z Polski gdzie zarabiało się 20 USD na mc jeździły do Rzymu aby zobaczyć swojaka papiezaka. To nie było łatwe ponieważ papież Polak nigdy nie miał czasu. Był zajęty. No ale jak solidna łapówka poszła w ręce polskiego miejscowego księdza który decydował czy dana wycieczka zobaczy pipieza czy też nie zobaczy to papież od razu miał czas. Ten ksiądz dopuszczający był agentem komunistycznej bezpieki i robił sobie interes na boku na portfelach znarkotyzowsnyc h rodaków. O świętości Wojtyły jest głośno. O nikczemności tego księdza ubeckiego Judasza jakoś cicho.RE: Pieszo do grobu św. Jakuba
Artykuł redaktora Marcina Kąckiego "Kuszenie w cieniu katedry"Fragment:"Paweł usłyszał od Paetza taką anegdotę: pewnego dnia 1976 roku Święty papież Paweł VI kroczył korytarzami Watykanu w orszaku kardynałów i kazał ten orszak zatrzymać.- Kim jest ten ksiądz? - pyta święty papież, pokazując na Paetza. Przyzywa go, pozwala się pocałować w pierścień, zamieniają kilka słów. Po kilku tygodniach Paetz zostaje prałatem antykamery i dostaje apartament zastrzeżony dla wysokich kardynałów z Watykanu.Choć Paetz nigdy tego oficjalnie nie potwierdził, w biografii świętego Pawła VI Macieja Wrzeszcza przeczytać można, że w otoczeniu świętego Pawła VI "przebywał na wyraźne życzenie samego świętego papieża".Podczas jednej z kolacji Paetz po drugim lub trzecim winie mruga do Pawła i mówi konfidencjonaln ym szeptem: - Chyba mogę ci coś pokazać. Wyjmuje album ze zdjęciami, na których jest w towarzystwie sław. Przewraca karty albumu, wyjmuje z niego dwa zdjęcia. Na pierwszym, biało-czarnym, stoi na plaży w krótkich szortach i koszulce, a obok stoi podobnie ubrany święty papież Paweł VI. Na drugim młody Paetz nie ma już koszulki."RE: Pieszo do grobu św. Jakuba
Mój pradziadek w roku 1905 został przymusowo wcielony do carskiego wojska. Miał armią carską pobić Japonię. Wywieźli rekrutów do Władywostoku tak 12 000 kilometrów od domu. Wojaków rozładowali we Władywostoku ale w międzyczasie Rosja wojnę przegrała w bitwie morskiej pod cuszima i w bitwie lądowej pod mukdenem. Nikt się nie martwił losem rekrutów i oni wracali z Władywostoku do Kielc boso na pieszo. Jeszcze w 1946 miał on pracę we Wrocławiu ale rzucił ją i wrócił do Kielc pieszo 350 kilometrów. Wniosek ? Chodzenie pieszo jest dzisiaj w zaniku i inwalidzi jadą 300 metrów do sklepu suvem bo na pieszo to za daleko. Ciekawe skąd dzisiaj plaga otyłości i chorób krążenia.