Susza już spowodowała straty, a może być jeszcze gorzej
Za tegoroczną suszę prawdopodobnie odpowiedzialny jest tzw. El Niño (hiszp. chłopczyk). Jest to cykliczne zjawisko pogodowe polegające na utrzymywaniu się ponadprzeciętnie wysokich temperatur w strefie równikowej na Pacyfiku. Zjawisko to, wg niektórych naukowców, może być odpowiedzialne właśnie za gorące, suche lata w Europie. El Niño pojawia się raz na 10-11 lat. Jego wzmożone efekty czasem wiązane są z globalnym ociepleniem.
Przyczyny mogą być różne, jednak najważniejsze są skutki. Wysokie temperatury i brak deszczu w tym roku dały się we znaki nam wszystkim, ale przede wszystkim rolnikom.
Pszenica dała sobie radę, kukurydza nie
Najlepiej z suszami poradziły sobie takie zboża, jak pszenica czy rzepak. – Trochę wody tym roślinom zostało z zimy, trochę popadało i to wystarczyło – powiedział Ryszard Tchorowski, rolnik z Wawrzęcic. – Mankament jest taki, że te zboża zabrały resztkę wilgoci z ziemi. Do tego doszły letnie upały i teraz wody nie ma w ogóle. Ziemia jest tak sucha, że to wygląda jakbyśmy siali w popiół – tłumaczy nasz rozmówca.
Najbardziej ucierpiały kukurydza, buraki, ziemniaki, marchewki i cebula. Plony w stosunku do ubiegłego roku są mniejsze o 40%, 60%, a miejscami nawet o 80%. Niektórzy rolnicy tracą około 1000 zł na hektarze. – Nam susza najbardziej odbiła się na roślinach okopowych, czyli na buraku cukrowym, ziemniaku, marchewce i cebuli – mówił Stanisław Lech, rolnik z Księginic Wielkich. – Komisja oszacowała, że spadek plonu w burakach wyniesie około 45%, w marchwi o około 55%, natomiast w cebuli około 60% – wylicza.
Dodać należy, że tereny, na których panuje susza, obejmują większą część Polski.
Już nic nie pomoże?
Tegoroczna susza spowodowała to, że rośliny nie dostały wody, wtedy, gdy jej potrzebowały, więc straty są praktycznie nie do odrobienia. Jednak prawdziwy problem może pojawić się najbliższej wiosny. – Po takim lecie, często przychodzi ostra zima – mówił Stanisław Lech. – Bez wody oziminy się nie ukorzenią i mogą nie przetrwać zimy.
Podobnego zdania jest Ryszard Tchorowski. – Zasiewy rzepaku już powinny być zielone, a są malutkie i nie rosną. Do tego już wczoraj (rozmowa odbyła się w ubiegłym tygodniu – red.) mieliśmy przymrozek, a to wyhamowuje wegetację.
Nasz rozmówca dodaje, że nawet gdyby spadły jeszcze obfite deszcze, nie pomogłoby to za bardzo tegorocznym uprawom. Mogłyby one natomiast okazać się zbawienne dla wiosennych zbiorów. – W przeciwnym wypadku będzie katastrofa, bo rzepak nie urośnie – twierdzi rolnik.
Siać czy nie siać?
Rolnicy stoją teraz przed jeszcze innym problemem. Właśnie mija termin agrotechniczny siania zbóż. Jednak, gdy deszczu nie będzie, ziarno struchleje i nie wzejdzie. Na wiosnę będzie trzeba siać jakąś inną roślinę. Straty mogą okazać się ogromne. – Tego nikt teraz nie kalkuluje i siać trzeba – mówi Ryszard Tchorowski.
Stanisław Lech twierdzi, że nie mógł posiać rzepaku w normalnych terminach agrotechnicznych. – Całkowicie zrezygnowaliśmy natomiast z siewu jęczmienia ozimego i teraz czekamy na deszcze, żeby zacząć orać pod pszenicę.
Susza dotknie nas wszystkich. Gdy zabraknie zapasów, zboża trzeba będzie importować, co oczywiście przekładać się będzie na ceny gotowych produktów w sklepach.
UWAGA!
Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.