Od kilku tygodni w całej Unii Europejskiej jest bardzo głośno o rolnikach. Głośno w przenośni i rzeczywistości, bo protesty przybierają na sile, a protestujący nie przebierają w środkach. Szczególnie ostro jest na zachodzie Europy, ale w Polsce rodzimi producenci, w tym z naszego powiatu, też zwierają szyki. Zadajemy sobie w tym momencie na pewno pytanie: o co walczą rolnicy?


Przede wszystkim - o swoje miejsca pracy. Te, które odziedziczyli po swoich dziadkach i ojcach, które rozwijali i powiększali przez wiele lat ciężkiej i mozolnej pracy i które teraz - w myśl utopijnej pomocy eurokratów - stają nad przepaścią bankructwa. To na pewno, ale czy jeszcze o coś?
Tak - o zdrowie konsumenta, o sprawiedliwe traktowanie wszystkich gospodarstw, o równe warunki produkcji. Myślę, że rolnicy pokazują i wskazują ścieżkę innym grupom społecznym, że trzeba walczyć o swoje. Nie zapominajmy, że tragiczna sytuacja robi się wśród przewoźników, którzy także muszą walczyć z nieuczciwą konkurencją ukraińską. Branże okołorolnicze również mają głęboką zadyszkę. Dla naszych pszczelarzy też może być to ostatni sezon wegetacyjny.
Co jest głównym powodem takiej sytuacji? Otwarcie granicy z Ukrainą. Państwem, które nie jest w Unii Europejskiej, ale które jest traktowane jakby w niej było wiele, wiele lat. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Jak nie wiesz o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o pieniądze. Nigdy dotąd UE nie otwierała się tak mocno na państwa, niebędące w jej strukturach. Dlaczego teraz jest inaczej? Dlaczego na szali stawia się całe rolnictwo unijne po jednej stronie, a po drugiej ukraińskie - tanie i niskiej jakości produkty? Aby odpowiedzieć na to pytanie, spójrzmy kto konkretnie użytkuje ziemie na Ukrainie. Oto pierwsza dziesiątka firm i obszar gospodarstw w przybliżeniu:
1. UkrLandFarming (Cypr) – 670 tys. ha; 2. Kernel Holding S.A. (Luxembourg) - 360 tys. ha; 3. MHP (Cypr) - 340 tys. ha; 4. TNA (USA) - 200 tys. ha; 5. NCH (USA) - 200 tys. ha; 6. PIF (Arabia Saudyjska) - 200 tys. ha; 7. INdustrial (Luksemburg) - 120 tys. ha; 8. Agroton (Cypr) - 94 tys. ha; 9. Astrata (Holandia)- 90 tys. ha; 10. Nibulon (Ukraina) - 80 tys. ha
Podsumowując, na dziesięć największych podmiotów posiadających ziemię na Ukrainie: trzy zarejestrowane są na Cyprze, dwa w Luxemburgu, po jednym w Arabii Saudyjskiej, Holandii i Ukrainie. Konkluzja: ze względu na kraj rejestracji oraz udział międzynarodowych korporacji w akcjonariacie oraz finansowaniu, większość zysków nie trafia do budżetu w Kijowie, ale za granicę. Korzyści z uprawy tej ziemi czerpie cały świat, ale najwięcej pieniędzy w te spółki pompują Niemcy, Duńczycy, Holendrzy i Brytyjczycy. Co do ilości hektarów też są podane w przybliżeniu, bo według danych ukraińskich ponad 5 milionów hektarów zostało sprywatyzowanych z naruszeniem prawa i nie wiadomo kto dziś uprawia te ziemie. Mowa tu o tzw. darmowej prywatyzacji gruntów.
Teraz już Czytelnicy Słowa znają odpowiedź komu najbardziej zależy na otwartej granicy i kto zbija kokosy w tym biznesie. Jak widać, to nie ukraiński rolnik cierpi na blokadach granicy przez polskich rolników, tylko firmy i fundusze oraz gracze giełdowi z całego świata. To po pierwsze. Po drugie, przyjrzyjmy się procesowi produkcji. Agroholdingi na Ukrainie mogą stosować i stosują środki ochrony roślin, które już od wielu lat nie mogą być wykorzystywane w gospodarstwach unijnych. Są wycofane z obrotu. Tak samo jest ze zbożami genetycznie modyfikowanymi, których nasi rodzimi producenci nie sieją, a za wschodnią granicą nie ma takich ograniczeń. To powoduje nieuczciwą konkurencję, ale jest też efektem tego, że do sklepów, a finalnie na nasz stół, mogą trafić produkty z całą tablicą Mendelejewa. Tak na marginesie, gdzie są różnej maści fundacje i organizacje, które bronią żabek czy motyli, a nie potrafią obronić życia wielu ludzi?
Trzeci aspekt, o jakim trzeba wspomnieć, to jakość przewożonych towarów. W internecie jest bez liku zdjęć i filmików kręconych przez strajkujących. Tam możemy zobaczyć jakie śmieci przewożone są do Polski.
Ostatnia sprawa, dotycząca granicy i towarów wwożonych do Polski. Mieliśmy być tylko krajem tranzytowym. Prawie wszystko ładujemy do naszych magazynów. I tutaj łyżka dziegciu. Do tej sytuacji przyczyniły się pazerne polskie firmy. Niektóre - te największe - wydawały nawet 500 000 000 zł na przemyt z Ukrainy zbóż technicznych, czy jak tam je nazwali. Zalewają nas nie tylko zbożem. Minister rolnictwa potwierdził w tym tygodniu, że malin w tym roku nie musimy już produkować. Teraz idzie cukier i miód. Wszystko oczywiście niewiadomej jakości i pochodzenia. Nie nazywajmy tego importem. To jest przemyt. Ani jakości, ani ilości tych towarów nikt nie kontroluje.
W ostatnich dniach na jednym z portali internetowych (oczywiście finansowo powiązanych z kapitałem zagranicznym) nazwani zostaliśmy leniwymi rolnikami, przyzwyczajonymi do brania dopłat z unijnej kasy. Wyliczono też ile krzywdy swymi głupimi działaniami robimy biednym ukraińskim rolnikom. Artykuł był napisany przez redaktorkę z ukraińsko brzmiącym imieniem i nazwiskiem, a ekspertem był Ukrainiec. Gdzie my jesteśmy? W ostatnim czasie zastraszani są rolnicy, udostępniający filmiki i zdjęcia, pokazujące społeczeństwu nieprawidłowości na granicy. Pytam po raz kolejny: Gdzie my jesteśmy? Chciałbym odpowiedzieć w imieniu braci chłopskiej z terenu powiatu strzelińskiego. Nie boimy się konkurencji, ale konkurencji uczciwej, na równych zasadach. Nie musimy tez brać żadnych dopłat. Chcemy tylko otrzymywać za nasze produkty godną zapłatę. Nie stać nas na sponsorowanie bogatych holdingów uprawiających ukraińską ziemię. Nie godzimy się także na głodzenie naszych rodzin, a w niedalekiej przyszłości wszystkich naszych obywateli, kosztem wielkiego biznesu i oligarchów ziemskich. Tak, piszę o całym polskim narodzie, bo już niedługo - jeśli się nie opamiętamy - takie działania pozbawią nas bezpieczeństwa żywnościowego, a wielcy tego świata będą chcieli, abyśmy chodzili na krótkim łańcuszku wyżej wymienionych. Rolnicy się budzą i oby nie zabrakło im sił. Tych sił życzę także wszystkim mieszkańcom naszego powiatu i przepraszam, jeśli trochę przeszkadzamy, ale walczymy o siebie i o was.
Sprawa jest bardzo ważna. To nasza Rzeczpospolita.

UWAGA!

Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij choragiewka875zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.

Ukryj formularz komentarza

2500 Pozostało znaków


Gravatar
My
Oni chcą całkowitej kontroli nad naszymi dostawami żywności. Wdrożyli już liczne przepisy uniemożliwiając e ludziom polowanie i łowienie ryb. Teraz żądają, aby rolnicy, zaprzestali prac ogrodniczych w domu.
0
Gravatar
Dzień dobry
Rolnicy nas bronią przed dyktaturą ideologii klimatyzmu. Jak prąd podrożeje tak że nikogo nie będzie stać to wtedy przejżycie na oczh co nam szykują klimatyści i wszyscy wyjdą na ulice
1
Gravatar
Klimatyzacja

1
Gravatar
Nastka
Oni walczą za nas bo jakoż się poddamy dyktatowi to mamy dzisiaj nowy ZSSR w wydaniu kapelusza zielonego ładu.
0
Gravatar
Okropnie
Określenie porównawcze do Związku Socjalistycznyc h Republik Radzieckich jest jak najbardziej uzasadnione. Dziś mamy ZSRR bis.
1
Gravatar
Yareman
Murem za rolnikami!!!! Pogonić lewactwo i będzie spokój.
2
Gravatar
Zainteresowany
Jestem za całym sercem
1

Przeczytaj także