(PRZEWORNO/POZNAŃ) Agata Cellner z Przeworna w ciągu dwóch miesięcy przebiegła dwa maratony. W ostatnim, poznańskim, po pokonaniu 42 km zawodniczka musiała jeszcze biec na pociąg. Dodatkowo przez ponad godzinę stała w zatłoczonym wagonie. Organizm biegaczki był na granicy wytrzymałości. Nietypową przygodę zapamięta zapewne na długo.
Dwa miesiące temu dziewięciu biegaczy z naszego terenu startowało w 31. Wrocławskim Maratonie. Jedną z nich była Agata Cellner z Przeworna. Biegaczka po raz pierwszy zmierzyła się z takim dystansem. Dotarła do mety na 3127 pozycji, uzyskując czas 4 godziny 56 minut i 21 sekund.
Postanowiła powtórzyć swój wyczyn. Kilka tygodni temu uczestniczyła w kolejnym maratonie – tym razem w Poznaniu. Na ten bieg zapisało się ponad 7 tysięcy zawodników. Jak poszło naszej zawodniczce? – Jestem bardzo szczęśliwa, gdyż tym razem udało mi się przebiec cały dystans, nie zatrzymując się – mówi Agata Cellner. – Przed biegiem przeczytałam artykuł, w którym jeden z biegaczy powiedział, iż maratończykiem można nazwać się wtedy, gdy pokona się cały dystans bez przerw. Teraz śmiało mogę więc przypisać sobie takie miano – dodaje. Biegaczka zajęła 5094 miejsce uzyskując czas 4:55:44. – Najgorszy na trasie był 37 km, biegliśmy bowiem kilkaset metrów pod górkę. Zmęczenie dało się we znaki, ale jakoś przetrwałam kryzys – opowiada. – W ogóle byłam zaskoczona, bo myślałam, że będę cała obolała, jak po poprzednim maratonie. Nie było jednak tak źle, mój organizm bardzo dobrze zniósł ten wysiłek i szybko się zregenerował. Jestem zadowolona ze startu – kontynuuje.
„Nie wiem, ale proszę biec”
Po maratonie zawodniczka przeżyła nietypową przygodę. – Do Poznania pojechałam pociągiem i tym środkiem lokomocji zamierzałam wracać w dniu maratonu. Nie podróżowałam pociągiem od 20 lat, więc pomyślałam, że to wyśmienita okazja – zaczyna opowieść. Do stolicy Wielkopolski biegaczka dotarła bez żadnych problemów, gorzej było z powrotem. – Do mety maratonu dotarłam tuż przed godziną 14. Pociąg do Wrocławia odjeżdżał o godzinie 14.36. W ciągu tych kilkudziesięciu minut musiałam dotrzeć na dworzec. Na miejscu okazało się, że przed kasami są gigantyczne kolejki i nie ma szans, żebym zdążyła kupić bilet. Zauważyłam małą kasę, przy której stało zaledwie kilka osób. Stanęłam w kolejce, ale było już bardzo mało czasu do odjazdu pociągu. Zapytałam więc tylko pani w okienku, czy ten pociąg jeszcze nie odjechał i usłyszałam: „Nie wiem, ale proszę biec”. Myślałam, że nie dam rady, ale nie było innego wyjścia, ruszyłam na wskazany przez panią peron. Oczywiście, musiałam pokonać schody, a po maratonie to była męka. Na szczęście, udało się dotrzeć na peron przed odjazdem pociągu – opowiada. To jednak nie wszystko. Okazało się, że w pociągu jest bardzo dużo pasażerów. Zawodniczka musiała stać ponad godzinę. – Wsiadłam do piątego wagonu i musiałam jeszcze przedrzeć się do pierwszego, by kupić bilet. W pociągu było tłoczno i duszno, ludzi było tak dużo, że nie można było usiąść nawet w przejściach. Mój organizm był wycieńczony. Myślałam, że nie dojadę. Na szczęście jakoś dotrwałam - mówi. Przygodę zapewne biegaczka zapamięta na długo. - Jest to nauczka na przyszłość. Nigdy już nie będę wracać pociągiem po pokonaniu takiego dystansu. Następnym razem wrócę dzień później – kończy Agata Cellner.
UWAGA!
Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.