Przejechała 1700 km, pokonując Alpy
Mariola Matwijiszyn z Żeleźnika (gmina Strzelin) jest miłośniczką rowerów. Kilka miesięcy temu wraz z Boscoteam-em, czyli Salezjańską Grupą Rowerową, wzięła udział w rajdzie Giro di Alpi 2015 do Turynu. Wyprawa została zorganizowana z okazji 200-lecia urodzin włoskiego duchownego św. Jana Bosko, założyciela zgromadzenia salezjanów i salezjanek. – Byłam w kościele salezjańskim we Wrocławiu i zobaczyłam oklejony samochód Boscoteamu. Koleżanka opowiedziała mi o corocznych rajdach rowerowych tej grupy. Bardzo mi się to spodobało i postanowiłam spróbować swoich sił – mówi Mariola. Przed wyprawą odbyły się dwa treningi, w rejonie Szklarskiej Poręby i Czarnej Góry. Rowerzyści musieli przygotować się do sporego dystansu. Dla Marioli udział w rajdzie był impulsem do zakupu roweru szosowego. – Nigdy nie jechałam tak daleko i wahałam się czy spróbować. Najbardziej bałam się, że w pewnym momencie przestanie mi się chcieć jechać, a to byłoby najgorsze – opowiada.
Mordercza przełęcz Hochtor
W rajdzie wzięła udział ponad 20- osobowa grupa. Wśród nich były jedynie trzy kobiety, w tym Mariola. Rowerzyści wyruszyli z Wrocławia na początku lipca. Pierwszy przystanek zaplanowano w Kudowie Zdroju. Następnie grupa ruszyła dalej przez Czechy i Austrię. – Dziennie przejeżdżaliśmy średnio ponad 120 km. Nocowaliśmy głównie przy parafiach salezjańskich – mówi Mariola. Przy grupie rowerzystów przez cały czas jechał bus, w którym znajdowały się bagaże (m.in. ubrania i jedzenie). Służył on także jako ratunek dla osób, które były przemęczone. – Musiałam raz z niego skorzystać. Jechaliśmy przez przełęcz Hochtor (2504 m n.p.m), jedną z największych atrakcji turystycznych Austrii. Trasa kilkudziesięciu kilometrów pod górę była bardzo męcząca. Niestety, źle trzymałam kierownicę. Na szczycie zaczęły mi cierpnąć ręce, nie czułam palców. Zjazd po stromych drogach i ostrych zakrętach był zbyt niebezpieczny i wsiadłam wtedy do busa – wspomina uczestniczka rajdu. Rowerzyści w Austrii i we Włoszech przedzierali się przez Alpy. Momentami podróż była bardzo trudna, gdyż nachylenia terenu dochodziły do kilkunastu procent. – Początek podjazdu na Gavię był tak ostry, że, mimo opierania się na pedałach i mocnego kręcenia, rower stał prawie w miejscu. Myślałam, że nie podjadę pod niektóre wzniesienia, ale dałam radę – opowiada.
Rowerzyści do celu dotarli po ponad dwóch tygodniach. W Turynie spędzili trzy dni. Z powrotem wrócili samolotem. Rowery zapakowali do busa, którym przewieziono je do Polski. W sumie pokonali ok. 1700 km. W czasie postojów odmawiali różaniec, rankami uczestniczyli w Mszach Świętych. Oczywiście także sporo zwiedzali. – W Turynie odwiedziliśmy m. in. Valdacoo, gdzie byliśmy w Bazylice Marii Wspmożycielki Wiernych. Tam ks. Jan Bosko założył pierwsze oratorium dla ubogiej młodzieży, które było dla młodych domen – tłumaczy. Jak przyznaje, spore wrażenie zrobił na niej Salzburg (Austria). Miło wspomina także pobyt w Livinalongo, małej miejscowości we Włoszech. – To było w Dolomitach. Widok utkanych wysoko w górach domów był niesamowity – przyznaje. Mimo tak długiej drogi, jaką przebyła, na trasie nie spotykały jej duże przeszkody. – We Włoszech przebiłam oponę, ale chłopaki pomogli mi i szybko ją naprawili. Bardzo cieszę się, że udało mi się dojechać do Turynu. Rajd będę wspominała długo, bo był niesamowitym przeżyciem- kończy Mariola.
UWAGA!
Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.
RE: Przejechała 1700 km, pokonując Alpy
Brawo Moluś! Jestem z Ciebie dumna :Dszacun
szacun !RE: Przejechała 1700 km, pokonując Alpy
gratulacje. rzadko udaje mi się kogoś chwalić ale tu przy całej mojej upierdliwości nie potrafię zrobić niczego innego aniżeli podziwiać dziewczyny i jej wspierać.