ZNAJDŹ NA STRONIE

- Można powiedzieć, że nasza izolacja ma też dobrą stronę. Przekonaliśmy się na przykład o wielkiej życzliwości i chęci pomocy nam ze strony przyjaciół, rodziny i sąsiadów... - powiedziała nasza rozmówczyni. Foto ilustracyjne
Jest pielęgniarką z kilkudziesięcioletnim stażem pracy i mieszkanką powiatu strzelińskiego. W jakich okolicznościach dowiedziała się, że jest zakażona koronawirusem? Z jakim przesłaniem zwraca się do nas wszystkich?

Niemal każdy z nas śledzi na bieżąco statystyki o kolejnych zakażeniach koronawirusem. Pandemia ma charakter globalny, co znaczy, że COVID-19 atakuje nie tylko w Polsce, czy w Europie, ale także na innych kontynentach. Pamiętajmy jednak, że za liczbami stoją konkretni ludzie i rodziny zmagające się z chorobą. Dotarliśmy do dwojga mieszkańców naszego powiatu, którzy opowiedzieli nam, jak to jest mieć w sobie koronawirusa. Oboje powiedzieli nam o życzliwości, z jaką spotykają się, przebywając na kwarantannie. Wystarczy jednak zajrzeć do internetu, żeby przekonać się, że hejterzy nie odpuszczają. Dlatego zachowamy anonimowość naszej rozmówczyni.
- Jestem pielęgniarką – powiedziała nasza pierwsza rozmówczyni. - Od 30 lat pracuję w szpitalu we Wrocławiu na oddziale chirurgicznym. W sobotę, 28 marca br., u mnie, moich koleżanek i kolegów stwierdzono zakażenie koronowirusem. Mimo że stosowaliśmy się do zalecanych wtedy procedur. Uważaliśmy i w miarę możliwości zabezpieczaliśmy się, mimo to nie udało się nam uniknąć zakażenia. Może gdyby wcześniej zapewniono nam środki ochrony osobistej (maski, przyłbice, fartuchy) i przeprowadzono testy nowo przyjętych pacjentów, to byłoby inaczej. Myślę jednak, że w tamtych czasie nikt nie spodziewał się takiego rozwoju sytuacji i tego, że tak szybko dotknie nas epidemia. Zresztą, gdyby nie przebadano wszystkich w szpitalu, to niektórzy do tej pory nie wiedzieliby, że są zakażeni. Oprócz różnego nasilenia objawów wirus może utrzymywać się w organizmie nawet 6 tygodni. Niektóre osoby po dwóch tygodniach miały ujemne testy, a u niektórych wirus utrzymuje się już 4 tygodnie. Dlatego chciałabym uczulić wszystkich, aby uważali, zabezpieczali się, stosowali do wszystkich wytycznych. Bo nigdy nie wiadomo w jaki sposób ich organizm zniesie zakażenie. Wirus COVID, to nadal zagadka! – przyznała nasza rozmówczyni.

Pokonać chorobę
Nawet dzisiaj nie wiemy wszystkiego o koronawirusie, o możliwych objawach i przebiegu choroby. - Wszędzie w mediach podawano, że objawy to przede wszystkim kaszel, duszność, trudności z oddychaniu i wysoka gorączka. Tymczasem większość z nas takich objawów nie miała. Fakt, że niemal wszyscy skarżyli się na zmęczenie, osłabienie i ból głowy, ale nikt nie kojarzył tego z koronawirusem. Później, około tygodnia po dodatnim wyniku testu, pojawiły się inne objawy.
U niektórych gorączka lub stan podgorączkowy, bóle mięśni i stawów, a u innych kaszel i charakterystyczna utrata węchu i smaku. Niestety, kilka osób z cięższymi objawami trafiło na oddział zakaźny szpitala na ul. Koszarową. Dziś są już w domu i czują się dobrze. Ja osobiście przeszłam zakażenie w miarę łagodnie. Jednak nerwy, strach i lęk o najbliższych, zwłaszcza że nie wiedząc o tym mogłam kogoś zarazić, były przerażające. Czułam się strasznie – usłyszeliśmy po chwili.
Pozytywny wynik testu to dopiero początek zmagania się z zakażeniem. Później trzeba było poddać się kwarantannie. - Podczas izolacji w domu starałam się zachować reżim sanitarny, stosować się do wszystkich zasad sanitarnych, jednak zakażenia męża nie udało się uniknąć. Po pobraniu testu okazało się, że jego wynik jest pozytywny. I znowu strach, tym razem o zdrowie męża. Wiedziałam, że ma cukrzycę i nadciśnienie tętnicze, a to przecież dodatkowe obciążenie. Na szczęście w jego przypadku, oprócz trzech gorszych dni, kiedy miał gorączkę, kaszel i był bardzo osłabiony, obyło się bez wzywania pogotowia i pobytu w szpitalu. Starałam się nie panikować, zachować spokój i racjonalnie myśleć, co nie było ani proste, ani oczywiste. Ale jakie miałam wyjście? Miałam świadomość, że na temat wirusa jest więcej niewiadomych niż wiadomych, że praktycznie dopiero wszyscy się uczą z nim walczyć. To, że nawet naukowcy nie wiedzą, jak naprawdę działa wirus i jakie szkody w organizmie człowieka powoduje, było okropne. A oglądając telewizję czy przeglądając internet można było naprawdę totalnie się załamać. Media, chyba specjalnie podgrzewały atmosferę, starając się stworzyć atmosferę strachu, a może tylko sensacji, żeby zwiększyć oglądalność. Nie biorąc pod uwagę ludzi chorych na COVID i tak już zestresowanych, przestraszonych i załamanych. Jak oni muszą się czuć, widząc setki wywożonych trumien i wykopanych grobów? O nich chyba nikt nie pomyślał. Może trzeba było spokojnie i racjonalnie wytłumaczyć ludziom, z czym mamy do czynienia, a nie straszyć! – powiedziała nasza rozmówczyni, wspominając pierwsze dni kwarantanny. - Na szczęście telewizor, internet czy Facebooka zawsze można wyłączyć..., co też zrobiliśmy z mężem, ograniczając się jedynie do oglądania wiadomości, ale tylko raz dziennie. Nie czytamy głupich artykułów i wiadomości wymyślonych często przez domorosłych naukowców. Staramy się podchodzić do całej sytuacji racjonalnie a zarazem z optymizmem. Chociaż, oczywiście, ciężko jest znieść rozłąkę z najbliższymi, szczególnie że nie widzieliśmy się (w realu – red.) prawie dwa miesiące. Na szczęście, istnieje telefon, jest internet i możliwość telekonferencji, gdzie możemy oglądać naszego 1,5-rocznego wnuka, za którym bardzo, bardzo tęsknimy – dodała z uśmiechem.
Relacja osoby, która doświadczyła koronawirusa na sobie, więcej, choroba pojawiła się również w najbliższej rodzinie, to bezcenne źródło informacji o walce z pandemią. Nasza rozmówczyni jest pielęgniarką przez co jej relacja jest jak najbardziej wiarygodna. - Można powiedzieć, że nasza izolacja ma też dobrą stronę. Przekonaliśmy się na przykład o wielkiej życzliwości i chęci pomocy nam ze strony przyjaciół, rodziny i sąsiadów. Przekonaliśmy się, że zawsze możemy liczyć na zrobienie zakupów, przyniesienie leków z apteki, a nawet na miłe niespodzianki. Ostatnio były to piękne pisanki, ozdobne jajka i bazie na Wielkanoc. Jesteśmy wdzięczni za zainteresowanie naszą sytuacją ze strony gminy Borów, wójta i pani kierownik GOPS. Dziękuję naszej pani doktor i wszystkim służbom. Policjantom też. Przyzwyczailiśmy się do ich wizyt... bywa, że nawet dwa razy dziennie. Za każdym razem oferują pomoc i są bardzo uprzejmi. Również nasza Powiatowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Strzelinie od chwili mojego zachorowania do teraz, a to już miesiąc, robi co może, abyśmy mieli na czas zrobione testy i wyniki. Co nie jest łatwe – powiedziała nasza rozmówczyni.
Tekst ukazał się w 17 (1006) wydaniu Słowa Regionu. Cały artykuł przeczytasz tu lub tutaj.

UWAGA!

Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij choragiewka875zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.

Ukryj formularz komentarza

2500 Pozostało znaków


Przeczytaj także