ZNAJDŹ NA STRONIE

Ostanie „francuskie” zdjęcie Jean-Bernarda we Francji pochodzi z 1947 r. i zostało zrobione na zakończenie roku szkolnego. Jean stoi jako drugi z prawej. Foto: archiwum rodzinne Pietrychów
Odwiedziliśmy dwie wsie w gminie Borów. Chcieliśmy porozmawiać z „Francuzami”, którzy przyjechali do Polski tuż po wojnie. Będzie mowa o jedzeniu „piór” i fałszywych złotówkach.

Przełom lat 20. i 30. XX wieku był dla wielu Polaków czasem emigracji, jak wtedy mówiono: za chlebem. Jednym z kierunków wyjazdów była Francja. Po II wojnie światowej wracali do Polski, ale nie zawsze w rodzinne strony. Osiedlali się na Ziemiach Odzyskanych, a takimi był Dolny Śląsk i powiat strzeliński. - Gdzie chcecie jechać, usłyszeliśmy na granicy polsko-czeskiej w Międzylesiu – powiedział Jan (Jean-Bernard) Pietrycha z Opatowic. - Miałem wtedy 14 lat i nie bardzo interesowało mnie, gdzie pojedziemy. Bardziej interesowali mnie moi rówieśnicy, gdzieś pójść, porozmawiać. Jak wysiedliśmy, to okazało się, że jesteśmy w Strzelinie. I tego dnia nie zapomnę do końca życia – z uśmiechem dodał nasz rozmówca. Po chwili dowiedzieliśmy się dlaczego. - Na stacji w Strzelinie wypakowaliśmy nasze klamoty, wśród których była również szafa. W szafie wieźliśmy zupę z makaronem, którą ugotował mój ojciec. Niestety, przy rozładunku garnek z zupą wylądował na ziemi i tyle z niej było. Rodzice poszli oglądać Strzelin, a ja zostałem, żeby porozmawiać z tutejszymi chłopakami. Skończyło się to tak, że jeden z nich strącił mi z głowy beret, za co dostał w pysk – bez ogródek wspominał pan Jan.Dokument potwierdzający francuskie obywatelstwo Jana Pietrycha
Droga z Francji do Polski też nie była usłana różami. - Kiedy przejeżdżaliśmy przez Czechy, to na każdym postoju trzeba było dobrze się pilnować. Kilkukrotnie próbowano nas okraść, ale szczęśliwie dojechaliśmy do granicy w Międzylesiu. Na polskiej ziemi nie było lepiej. Złodziei czyhających na nasz dobytek nie pamiętam, ale byli oszuści. „Po co wam franki w Polsce” - usłyszeliśmy. „Sprzedajcie je nam a dostaniecie polskie złotówki” - przekonywali. Kto miał gotówkę, to sprzedawał. Dopiero później okazywało się, że rzekomo polskie złotówki były fałszywe, nic za nie nie można było kupić – powiedział pan Jan.Pan Jan Pietrycha z żoną Marią i córką Małgorzatą, na podwórku w Opatowicach
Rodzina pana Jana nie zdecydowała się pozostać w Strzelinie. Furmanką pojechali do Opatowic. - Teściowa wspominała, że po przyjeździe do Opatowic (furmanką przyjechała rodzina Pietrychów i jeszcze jedno małżeństwo – red.) kobiety usiadły przed domem i płakały – dodała pani Maria, żona pana Jana.
Tekst ukazał się w 21 (1010) wydaniu "Słowa Regionu". Cały artykuł przeczytasz tu lub tutaj.

UWAGA!

Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij choragiewka875zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.

Ukryj formularz komentarza

2500 Pozostało znaków


Przeczytaj także