ZNAJDŹ NA STRONIE

AUTOREKLAMA

 

Wojciech Poręba, inżynier hydrotechnik, przewodniczący Lubuskiej Izby Inżynierów Budownictwa mówi o krokach, który trzeba zrobić do do podobnych zdarzeń nie doszło. Foto: archiwum prywatne Wojciecha Poreby

Tragiczne wydarzenia związane z powodzią natychmiast wyciągnęły na jaw zaniedbania, jakie przyczyniły się do takiej skali kataklizmu. Tematem, który ożył, są zbiorniki retencyjne i batalia o ich budowanie lub nie. Co o tym mówi Wojciech Poręba, inżynier hydrotechnik, przewodniczący Lubuskiej Izby Inżynierów Budownictwa, który sprawował m.in. nadzór inżynierski nad remontem polderu zalewowego w Przewornie, ostatnio często wypowiadający się w ogólnopolskich i dolnośląskich mediach?

Czy jesteśmy w stanie w sposób zauważalny ograniczyć skutki powodzi?

- To jest szersze pytanie. Gospodarka wodna to nie tylko działanie przeciwpowodziowe. Pamiętajmy, że jeszcze dwa, trzy tygodnie temu mówiliśmy o suszy. Teraz patrząc na to, co działo się w roku 1997 i to, co było widać teraz, wiemy, że inwestycje typu Racibórz Dolny są nam potrzebne, gdyż pozwalają lepiej zapanować nad naturalnymi zjawiskami.

Pogoda pokazuje, że powodzie nie są czymś, co zdarza się raz na tysiąc lat...

- Niestety, wszystkie znaki wskazują na to, że podobne zdarzenia pogodowe zdarzać się będą coraz częściej. Historia powtórzyła się po 27 latach. W tym czasie, poza Raciborzem, zostały poczynione też inne inwestycje. Mamy lepszą mobilność i zdolność ruchową jazów na Odrze. To pozwoliło szybciej spuścić stagnującą wodę w Odrze z odcinka dolnośląskiego w kierunku województwa lubuskiego.

Inwestycje w dużą infrastrukturę hydrotechniczną to kosztowne zadania...

- Tak. Zbiornik w Raciborzu kosztował szacunkowo 2 miliardy złotych. Jednak to dzięki niemu woda nie zalała miast poniżej. Zobaczmy, jakie byłyby straty, gdyby zalane zostały takie miasta jak choćby Opole czy Wrocław. Byłyby dużo większe. Patrząc na tę rzekę, wydaje się, że jest to opanowywane. Jednak patrząc na to, co dzieje się w Kotlinie Kłodzkiej czy Kotlinie Jeleniogórskiej, to widać wyraźnie, jak bardzo brakuje nam mniejszych zbiorników i szczegółowej melioracji.

Z czego mogą wynikać zaniedbania w infrastrukturze na rzekach we wspomnianych przez Pana kotlinach?

- Jako społeczeństwo przez ostatnie trzydzieści lat i po wejściu do Unii Europejskiej bardzo mocno skupiliśmy się na rozbudowie infrastruktury drogowej i kolejowej, która też jest ważna. Jednocześnie infrastrukturę hydrologiczną i meliorację zaniedbaliśmy. Złe utrzymanie małych cieków wodnych bardzo nam się mści. Było to doskonale widać teraz, kiedy rzeki niosły w swoim nurcie powyrywane drzewa, które rosły w międzywalu. Tego być nie powinno i gdyby tego nie było, nie byłoby takich zniszczeń. Wody Polskie, niestety, są za mało dofinansowywane i nie mają pieniędzy na odpowiednie utrzymanie podległych wód.

Jak powinny wyglądać nasze rzeki? Meliorować je, nie meliorować?

- Nie można wszystkich rzek zabetonować. Tam, gdzie jest to możliwe, powinno się pozwolić rzece na wylanie. W takich miejscach nie powinno się pozwalać na żadne budownictwo. W terenach zurbanizowanych jest inaczej i tam jest wiele do zrobienia, co pokazała nam ta powódź.

Co zatem czeka nas teraz?

- To jest czas na zbieranie danych przez inżynierów i naukowców. Powódź, niestety, jest źródłem wielu danych, które służą do projektowania różnych rozwiązań, co pozwoli na minimalizowanie strat w przyszłości.

Teraz bardzo dużo się mówi i dyskutuje na temat tego, czy zbiorniki retencyjne były potrzebne czy nie. Z Pana wypowiedzi jednoznacznie wynika, że jednak są...

Są potrzebne i to bardzo. Trzeba też pamiętać o starych zbiornikach, tych stuletnich. One też wymagają remontów, a niektóre z nich również gruntownego przebudowania. Przykładem niech będzie tragedia z zaporą w Stroniu Śląskim. W Kotlinie Kłodzkiej mamy cztery suche zbiorniki, które w znaczący sposób pomogły, ale był plan budowy dziesięciu zbiorników. One wtedy ochroniłyby miejscowości znajdujące się poniżej. Niestety, w Nysie nie udało się wybudować kanału Ulgi. Miał kosztować około 200-300 mln złotych. Gdyby powstał, Nysa prawdopodobnie nie byłaby zalana. A przez to, że nie wybudowali go, straty po zalaniu miasta są pewnie znacznie większe.

Cały artykuł zamieściliśmy w 37 (1225) wydaniu papierowym Słowa Regionu.

UWAGA!

Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij choragiewka875zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.

Ukryj formularz komentarza

2500 Pozostało znaków


Gravatar
spajker.
czytam na necie że w warszawie jest katastrofalna susza. wisła na bulwarach wiślanych ma historycznie niską głębokość 21 c.m. tydzień później czytam że odra w brzegu dolnym ma rekordową głębokośc 9,4 metra. czytam że wystarczy wydać dziesiątki miliardów a woda nie zaleje miast.
no a może wystarczy nie budować miast w pobliżu rzeki i temat z bani? za darmo. można też niczym mądrzy ludzie w afryce i w ameryce południowej, tacy niepiśmienni zbudować domy na palach? woda nie wejdzie i złodziej też nie. robactwo też nie. ludzie ery elektronicznej mają dwa rodzaje problemów. ale deszcz pada za rzadko albo za często. ludzie chcą lecieć na marsa a z deszczem mają problem.

0

Przeczytaj także