Potrzeba kilku stadionów piłkarskich, aby pomieścić wszystkie osoby, które ją obserwują. Filmy, które publikuje, generują milionowe wyświetlenia, a przepisy, którymi się dzieli, podbiły serca internautów.
Dominika Banach z domu Antes pochodzi ze Zborowic w gminie Wiązów. Na Instagramie od ponad roku prowadzi konto o tematyce kulinarnej "Ona tu gotuje". Wydała e-booka o potrawach z grilla. Dziś rozmawiamy o tym, jak wygląda praca kulinarnej vlogerki.
Czy zawsze lubiłaś gotować?
- Myślę, że to babcia, której już dziś z nami niestety nie ma, zaszczepiła we mnie pasję do gotowania. Od najmłodszych lat lubiłam to robić.
Kiedy zaczęłaś gotować na własną rękę, próbować odnaleźć się kulinarnie?
- U nas w domu z uwagi na to, że mam siedmioro rodzeństwa, nie było przestrzeni, żeby się w kuchni realizować czy żeby eksperymentować. Przy tak dużej rodzinie ważne było, aby gotowanie szło sprawnie, więc zdarzało się, że mama nas z kuchni przeganiała (śmiech). Takie kulinarne odnajdywanie siebie to więc raczej dorosłość i czas, kiedy byłam już na swoim.
Czy to zbiegło się w czasie z założeniem konta na Instagramie? Jak wyglądały początki Twojej działalności w sieci?
- Przez pięć lat byłam agentem ubezpieczeniowym i w pewnym momencie stwierdziłam, że muszę coś zmienić w swoim życiu. W tym czasie mój starszy syn poszedł do szkoły. Chciałam mieć bardziej elastyczne godziny pracy, żeby móc go ze szkoły odbierać. To przede wszystkim zmotywowało mnie do zmian, a poza tym praca agenta mnie nie satysfakcjonowała. Zawsze lubiłam gotować. Często organizuję imprezy czy spotkania ze znajomymi, żeby ich karmić. To sprawia mi radość, więc stwierdziłam, że mogę to połączyć. Pomyślałam, że skoro inni mogą prowadzić Instagrama i mieć z tego fajne pieniądze, to ja też mogę. Tomasz, mój mąż, cały czas mnie też do tego zachęcał. Mówił: „zobaczysz, że pokochają twoje przepisy”. Konto założyłam ponad rok temu, to wciąż świeża sprawa.
Pamiętasz pierwszy post, lajki, komentarze?
- To był przepis na pizzę. Kamera się trzęsła, ten film nie był doskonały (śmiech). Towarzyszył mi oczywiście stres, myślenie: „co powiedzą inni?”. Nie miałam żadnych obserwujących, którzy mnie nie znają. To byli sami znajomi. Ludzie, jak zaczynają robić coś nowego, to zastanawiają się, co powiedzą inni.
Twoja obecność w sieci i niewątpliwy sukces profilu pokazują, że wciąż można się wybić. Mimo że profili, podejmujących tematykę kulinarną, jest mnóstwo. Jaki jest przepis na sukces? Autentyczność, estetyczny kontent?
- Myślę, że wszystko tutaj gra. Na pewno trzeba w siebie uwierzyć i dążyć do celu. Po drodze wielokrotnie myślałam, że upadnę, że to koniec, że mam dość, bo nie widziałam efektu, ale później to zaczyna rosnąć, rozwijać się.
Dziś obserwuje Cię prawie 300 tysięcy osób. Czy masz świadomość tej liczby? Jakie robi na Tobie wrażenie?
- Na początku walczyłam o obserwujących i dużo publikowałam, żeby ta liczba rosła. Myślę, że pierwszy raz trzęsły mi się ręce, jak pojawiło się 100 tys. obserwujących. Ostatnio nagrywałam materiał na stadionie we Wrocławiu, w którym mieści się 40 tys. osób. Stanęłam na środku i pomyślałam, że tak z siedem czy osiem takich stadionów bym potrzebowała, żeby pomieścić tych wszystkich moich obserwujących. Wow.
Zdradź proszę kulisy tej pracy. Ile czasu zajmuje Ci przygotowanie materiału na Instagram?
- Co tydzień robię listę co muszę zrobić, jakie rolki planuję nagrać. Przygotowuję przepisy, testuję. W dniu nagrań robię zakupy. Muszę przygotować studio – nagrywam w mojej kuchni, więc muszę zaaranżować przestrzeń. Później nagrywanie, krojenie, gotowanie, obróbka zdjęć. Całość to na pewno kilka godzin, no a jeszcze trzeba po tym posprzątać (śmiech).
Na jakiej zasadzie dobierasz przepisy, które publikujesz? Masz wyczucie, czego ludzie oczekują?
- Wydaje mi się, że tak. Te filmy fajnie się wybijają, mnóstwo ludzi je odtwarza. Myślę, że trafiam w gusta. Mimo że lubię eksperymentować w kuchni i kosztować nowości, to najwięcej uwagi poświęcam polskiej kuchni. Jest tradycyjna, smaczna, a przede wszystkim prosta i na tym mi zależy, żeby moje przepisy były proste w przygotowaniu, żeby każdy mógł z nich skorzystać.
Testerami smaku jest pewnie rodzina?
- Tak, rodzina, dzieci, mąż. Jak narobię drożdżówek to i znajomi, sąsiedzi (śmiech).
Co Ci się najbardziej podoba w tej pracy i czy dostrzegasz jakieś minusy?
Plusem jest to, że jestem niezależna finansowo. Pochodzę z dużej rodziny, każdy musiał walczyć o siebie, więc dla mnie to było taką podstawą, żeby być kobietą niezależną i Instagram naprawdę mi to dał. Są oczywiście minusy. Pojawia się presja od pracodawcy, ale z drugiej strony ogromnym plusem jest elastyczność. Mogę dopasować czas pracy do swojego życia, a nie odwrotnie.
Cały artykuł zamieściliśmy w 42 (1230) wydaniu papierowym Słowa Regionu.
UWAGA!
Gdy liczba negatywnych głosów na dany komentarz osiągnie 15, zostanie on automatycznie ukryty, niemniej pokazywać się będzie przy nim opcja "kliknij, aby wyświetlić". Kiedy jednak dany komentarz osiągnie 20 negatywnych głosów, zostanie automatycznie wycofany z publikacji na stronie i już nikt nie będzie mógł go zobaczyć (poza administratorem strony).
Dodając komentarz przestrzegaj norm dyskusji i niezależnie od wyrażanych poglądów nie zamieszczaj obraźliwych wpisów. Jeśli widzisz komentarz, który jest hejtem, kliknij zieloną chorągiewkę i zgłoś swoje uwagi administratorowi.
ta estetyczna i szczupła dziewczyna powinna kiedyś zrobić mały bar najpierw przydomowy a później powszechny tak aby pokonać dominacje amerykańśkiej pizzy i amerykańskich frytek. dobrego biznesu życzę.